Kibice napisali list do prezesa PZPN. Cóż, do tego prowadzi ugrzecznianie się i brak współpracy między polskimi ekipami (bo co innego?): http://pilkanozna.pl/index.php/Wydarzenia/Ekstraklasa/1002882-kibice-wystosowali-list-do-zbigniewa-boka.html. Co mogłoby ich wyleczyć? Wjazdy na murawę co kolejkę, przerywanie meczów, radykalizacja zachowań. Czytaj: przesunięcie granicy w stronę ludzi chcących oglądać mecze na żywo. Teraz razi ich byle pirotechnika. Interesy i „dogadywanie się” spowodowały, że polski ruch kibicowski jest gdzie jest. W Niemczech jako turysta mogłem kupić sobie bilet na sektor… gości, na meczu z 30 tysiącami widzów na stadionie, a częściej się tam w ostatnich sezonach leją na trybunach i pod nimi, w 1 i 2 Bundeslidze, niż w Polsce na tych samych poziomach rozgrywkowych… Trzeba sobie twardo powiedzieć, że osiągnęliśmy pewien poziom dna jeśli chodzi o walkę z Systemem… O konspirę, z której zawsze słynęło polskie podziemie!
Skoro sprzedawca kukurydzy nad polskim morzem może poginać po zimnej plaży z tak wymyślnym hasłem jak W dzień upalny kukurydza wzmaga popęd seksualny, to ja też pozwolę sobie na suchar-wstęp urlopowy, zresztą większość moich tekstów to suchary, od kiedy przestały latać blisko mnie kamienie w okolicach squatu „Przychodnia”. Wróciłem z wakacji, wskoczyłem na wagę, ups, wskoczyłem w buty, pobiegłem do sklepu ze wspomagaczami, ułożyłem plan. Leżałem kilka dni na pieprzonym leżaku, wynudziłem się na śmierć i pytam ja Was, czytelnicy moi jawni i ukryci, czy ktoś uzależniony od sportu potrafi w ogóle na dłużej siąść na dupę i czy grozi nam do pięćdziesiątego roku życia (kurde, to już nie tak daleko, wszak ino kilkanaście lat…) brzuch XXL, czy jednak zawsze będziemy łatwo mobilizować się do kolejnego odbudowywania formy? Pisałem Wam o Turcji i w jej kontekście, a więc w kontekście sposobów na spędzanie wolnego czasu rodem ze Wschodu oraz bycia sportowcem mam pytanie (tak, właśnie do Was :-): czy palenie sziszy na bazie melasy beztytoniowej może zaszkodzić moim płucom? Jak wiecie nie stosuję żadnych używek, papierosów też nie palę, ale skoro coś nie ma w sobie tytoniu i nie oddziałowywuje na mój mózg, a jest po prostu zapachową chmurką (?), to jest to dla mnie kuszące jako pismaka i wielbiciela literatury (godziny nad tym siedzę – z pieprzonymi orzeszkami solonymi…) z jednego prostego powodu – jako abstynent nie mam czym zająć łap itd., na myśl przychodzi tylko podjadanie, a to wiadomo jak się kończy w kontekście sportu. Czytałem o tej malasie na różnych stronach, ale może jacyś czytelnicy „DL” wiedzą więcej na temat sziszy (można Wam ufać tak samo jak i owym stronom)? Maila znacie. A teraz tradycyjne notki z serii „O wszystkim i o niczym”, gdzie nieco więcej konkretów…
Samolot lecący z bardzo ciepłego kraju ląduje w zachmurzonej Polsce. Na pokładzie Polacy wracający z wakacji. Kierownik załogi samolotowej dziękuje za wspólny lot, a także ironicznie wita w „słonecznej Polsce”. Przez samolot przechodzi chichot. Każdy Janusz w koszulce „Gucci” za 10 zł. Tylko jeden rodak, kibic z opaską silikonową swojego klubu na ręce, głośno komentuje: właśnie normalna pogoda tu jest, to tam było za ciepło. Co prawda to prawda, nie ma jak w Polsce, chociaż czasem trzeba na chwilę stąd uciec. I człowiek się tylko snuje na tym urlopie, po dwóch dniach zaczyna się wiercić i szukać nawet najbardziej wiejskiego i opuszczonego stadionu, chociaż przez płot popatrzeć, vlepkę przykleić… Nie żebym narzekał na urlop, ale to po prostu BF. Choroba Brak Futbolu.
Dzień ojca, 23 czerwca. Też pierwszy raz na stadion zabrał mnie tata, ale był to mecz kadry, a ja zamiast na mecz patrzyłem na dopingujących kibiców, więc zapewne w późniejszych latach żałował, że wymyślił sobie taki sposób na spędzenie weekendu z synem. Mógł zabrać np. na koncert popularnego wtedy Just 5. W każdym razie po życiowych turbulencjach dzisiaj mamy kontakt i to jest ważne tato! Upał. Deszcz. Grzmoty. Pogoda do czytania. Jak każda. Ktoś mawia: „wreszcie pojadę na urlop i w spokoju pomyślę”, ja chciałbym powiedzieć: „wreszcie urlop, nie pomyślę!”, ale to się nie uda, spakowany zeszyt. Codziennie na rozkminie, na granicy snu i jawy, tak to jest jak chcesz w życiu jeszcze coś napisać. Męczy to, tym bardziej jak ktoś ma mało MB pod czaszką. Aha. Obok „wierny barwom” Platini. Trzeba mu przyznać, że zmienia się wzór koszulki, układ pasów, a on nadal na czarno-biało. Fotka obiegła internet.
O! Zobaczcie. Nie tylko Ci źli kibole robią interesy, ale zamieszany jest „nawet” Platini. Od razu było przecież wiadomo, że 21 listopada jako początek rozegrania Mistrzostw Świata (Katar 2022) jest całkowicie naturalny… Czy Michel nie miał na bułkę? Raczej miał, ale mówi się, że kasa to nałóg i ciągle chcesz więcej i więcej, a od nadmiaru władzy zaciera ci się granica między rzeczywistością i fantazją, więc zaczynasz bawić się w boga. W moim mieście był taki biznesmen, dzisiaj bankrut i frustrat, który w swoich złotych czasach lubił podjeżdżać furą na sam środek starówki do sklepu, mimo iż oczywiście nie można tam wjechać samochodem. On wjeżdżał i zostawiał na środku z otwartymi drzwiami. Jego nie stać, on nie może? Michel Platini zjechał w inne miejsce, no ale zobaczymy jak się to potoczy… Piłka nożna dla kibiców, nie szejków! A idolem niech będzie św. Franciszek, a nie Ojciec Chrzestny – i życie stanie się prostsze.
„Na ulicy X nie będzie wody do 11:00” – czytam informację po tym jak musiałem myć facjatę „gazowaną”, a 2’ka pozostała niespłukana. Współczuję babciom, które atakowały mnie w windzie, że „panieee, akurat miałam obiad wstawiać!”, czekającym do 11:01 na włączenie wody. Wiadomo, że jak według spółdzielni „jedenasta” to owszem jedenasta, ale w nocy. Ja szedłem nie po pyry, a po poranną prasę do czarnej kawy, jedynej czarnulki, na którą patrzę z miłością i którą nawet czasem powącham! 20 zł na głupie gazety, kurde, dobra, nie rozmawiajmy już o tym. Sms, książki! Podaję kod, odbieram paczki z księgarni w kiosku. Kiedy ja to przeczytam? Nie wiem, pewnie wtedy, kiedy powinienem jak zwykły facet zainteresować się jakimś remontem, czy innym majsterkowaniem. 13:27, wody oczywiście nie ma, babcie pewnie szaleją, ja spokojnie wlewam do czajniczka wodę z butelki pięciolitrowej, tym razem niegazowanej. Druga czarna, druga gazeta… Patrzę za okno. Nie jest tak źle, dzieciaki biegają po dworze, bluzgają na lewo i prawo jak my kiedyś. YouTube usunął kolejny filmik z mojego konta, tym razem po prostu pokazywałem na nim, że na Marszu Niepodległości był Czarny Blok. Kiedyś jakiś portal wyprze YT i Fejsa przez brak cenzury, ale gdy już osiągnie skalę globalną, też będzie cenzurował. Trochę lat minie, więc pytanie brzmi – co będzie cenzurował? Dziś nas, jutro ich? Wojna się nie skończy, każda strona bije łokciami jak Briedis, kibice Arki by powiedzieli jak Zbyszek Rybak (najciekawszy wywiad z cyklu „Wywiad z chuliganem” Piotra z „Gazety Polskiej”). Nic dziwnego, Jezus przyniósł miecz… Świat, człowiek to konflikt. Jak kibic z policjantem (obok na fotce RAD Belgrad).
William Szekspir w „Zimowej opowieści” napisał: Chciałbym, żeby nie było przedziału między dziesiątym a dwudziestym trzecim rokiem życia albo przynajmniej żeby go młodość przespała, bo w całym ciągu tego pośredniego czasu widzimy tylko uwiedzione dziewczyny, pokrzywdzonych starców, kradzież i bijatyki. Panie Szekspir… u Pana tylko do dwudziestego trzeciego roku życia? Niby się zgadza, tak większościowo, ale są miejsca, gdzie „młodość” mocno się zakotwicza… Na zdjęciu kibice piłkarscy z Argentyny.
Pikniki czasem, ups, bardzo często podziwiają oprawy ultrasów z tymi zakazanymi owocami/racami, a nawet dopingują chuliganów w stadionowej awanturze, jak na słynnym Legia – Jagiellonia i niejednej wiosce (lejta chamów! :-). Kibice z młyna także czasem piknikują. To się przenika, ta rodzina fanów sportu. Oni lubią popatrzeć na coś ciekawszego niż nudna często gra na murawie, a my lubimy czasem meczyk w telewizji, albo jakąś piknikową imprezę. Nie wstydźcie się, sport porywa, czasem w innym klimacie niż na żywo, nie wstydźcie się, czasem facet facetowi po prostu daje w ryja „dla sportu”. W tym roku nie ma w wakacje żadnej dużej imprezy, lipa, za to w 2020 będzie co oglądać na urlopie, bo jest zarówno Euro jak i Olimpiada, na której mam kilka dyscyplin do obejrzenia. Dobry jest klimat, jak się przebywa gdzieś nawet na wakacjach i można obejrzeć wieczorkami Mistrzostwa Świata, nawet jakiś meczyk „z dupy”, ale będący ciekawym odbiciem od leżenia na plaży z ludźmi, którzy uznają to smutne zajęcie za sens życia (ogarniacie tą umysłową katastrofę…?). Wiaterek (w końcu!), barowy telebim na ośrodku, ciepełko, beztroska i futbol, czy tam nawet speedway Grand Prix, japonki – tak niepraktyczne w przeskakiwaniu przez płot, a więc w meczu na żywo. Ja lubię, bardziej niż jakieś gówno niezwiązane ze sportem. Ty też taki jesteś. Zamiast wiejskiego festynu wolisz nawet mecz murzynów i Turków przebranych za Niemców kontra Kosowo, chociażby po to, by pobluzgać na multi-kulti i związki sportowe wspierające terroryzm. Takie hobby. Taka tożsamość prawicowych, egoistycznych romantyków.
Moje kibicowanie Legii zaczęło się w marcu sezonu 1998/1999 (a więc w marcu 1999), kiedy to Legia grała z Radzionkowami (remis 1:1, oj zrobiło wrażenie, heh), a moja śp. babcia dała mi kilka złotych na „Naszą Legię” śp. Wiesława Gilera (1954-2010). W lidze rządziła Wisła, dobry był Widzew, niezłe – o zgrozo – KSP, które sezon później wygrało ligę 9 punktami przewagi. Wisła była Mistrzem 98/99… z 17 punktami przewagi. Jak więc widzicie, ówczesna I liga była wybitnie nieciekawa sportowo, a Legia jak na jej możliwości przeciętna. W sezonie 1996/1997 Mistrzem Polski był Widzew (ich ostatni tytuł), a druga była Legia, RTS miał na koniec 81 punktów, CWKS 77, a trzecia… Odra Wodzisław – 55. W poprzednich sezonach również, lepszy wtedy Widzew i Legia rywalizowały ze sobą o tytuł mistrzowski, a kraj podzielił się, prócz lokalnych zespołów, na powtarzane w podstawówkach „Legia, czy Widzew?”. Dla mnie magiczne czasy, wszystko było bardzo fascynujące, a jako dzieciaki kochaliśmy prawdziwy futbol. Ten, w który graliśmy, ale i ten oglądany, chociaż jeśli nawet w Hiszpanii niedawno odkryto aferę korupcyjną, to co jeszcze u nas pozostało nie odkryte, a my emocjonowaliśmy się tym „na nieświadomce”? Nic to…, najważniejszy jest klimat i dzień meczowy – kolejny sezon, który tuż, tuż.
Z niepokojem zerkam na to, co dzieje się przy Łazienkowskiej 3. Wielu piłkarzy odeszło, a odejść może jeszcze więcej. Trener Vuković po pierwszym dobrym wrażeniu miał kilka niecelnych wypowiedzi, a jak wiadomo Dariusz M. to (emo)cjonalny chłopak i kiedy po raz kolejny będzie chował twarz w dłoniach siedząc na trybunie VIP podczas niespodziewanej porażki Legii, może wpaść na (emo)cjonalny pomysł pogonienia Vuko. Pod siwą czupryną Rubika kręci się niezłe pogo. Najgorsze (najlepsze?) w futbolu jest jednak to, że możemy tu sobie udawać speców, a drużyna może… grać zajebiście. Bo przecież po ostrych przygotowaniach z Portugalczykiem miała grać super, a grała jak grała – zero trofeów. Polska piłka. Musiała przyjść zadyszka, bo CWKS nie rządził w lidze tak jak w latach 2013-2018. Trzeba by jednak coś kupić na przyszły sezon, coś wartościowego, a tu odbijamy się od tego, co zawsze. Kto się nie odbija? Biednemu to zawsze wiatr w oczy, a nawet chuj w dupę – mawiał znajomy poeta mojego z kolei znajomego, a mi nie wiem czemu skojarzyło się to z całym poziomem polskiej piłki. Z powodów finansowych sufitu się tu nie przebije, a pozostaje jak zwykle radość samego kibicowania (wbijania wcześniej wspomnianego narządu wspierającej terroryzm UEFA) i śledzenia tego. Każdy ma taki trochę swój sposób. Jedni lubią piwo i futbol, drudzy to hardcorowcy, a trzeci nie wycina „tylko gołych bab”, jak śpiewał Kazik Legionista [1] w znanej piosence, a mimo wszystko nadal wycina piłkarzy, mimo że żona marudzi nad biurkiem, że leń… Wszyscy jesteśmy rodziną (nawet ta żona… niech jej będzie, kochajmy żony swoje :-)!
Byłem sobie na Lednicy, odpocząłem, tak jak dzisiaj przy Polska – Włochy U-20 (J. Magiera – powodzenia!). Nie jestem głupcem – nie wierzę w ewolucję – rymuje Tau na nowej płycie (2019, nie słuchałeś? Polecam oryginał!). J.M. Coetzee dodaje w już nie takich nowych „Zapiskach ze złego roku” (2007, nie czytałeś? Polecam!): Twierdzenie, jakoby skomplikowane organizmy stworzyła ewolucja, która miała się rzekomo dokonać dzięki losowym mutacjom oraz doborowi naturalnemu, nadal wydaje mi się jednak nie tylko nieprzekonujące, ale wręcz groteskowe. Skoro żaden człowiek na świecie nie ma najmniejszego pojęcia, jak zrobić z niczego muchę domową, to czy wniosek, że zapewne poskładała ją inteligencja wyższa od naszej, wolno nam lekceważyć jako intelektualnie naiwny? Tak, rozumem też szukam, ale nic nie zastąpi prostego: „Bóg jest, a Jezus Chrystus Zmartwychwstał”, który mogłem ponownie usłyszeć od młodych ludzi na żywo. Ile trzeba męstwa, by wypowiedzieć to w towarzystwie? Wychodziłem na maty walczyć i… przeżegnanie się przy stole pełnym ateistów uważam za podobny stres, co walka na pięści z większym od Ciebie typem… Bo szatan i strach przed brakiem akceptacji są potężne, ale nie po to jesteśmy facetami, a do tego z Polski, by nie dać sobie z tym rady. Spytasz: ale po co? Można mieć takie podejście do życia, że „mam to wszystko w dupie”, ale nie ma to zbyt wiele wspólnego z prawdą. To, że ktoś ucieka ze swojej ojczyzny w czasie wojny – zabiera wojnę sprzed swoich oczu, wcale nie oznacza, że panuje tam pokój… Tak, jesteśmy w tym po uszy!
Niedawno był Dzień Mamy, jedną z nich, z dzidziusiem na stadionie, wrzucam na fotce obok, a wszystkim życzę wszystkiego najlepszego! Za te, które odeszły do Pana, modlę się! Jak w ciemnogrodzie… No właśnie… „Wygrała ciemnota” – pisał mój kuzyn na „socjalmediach” po opublikowaniu wyników ostatnich wyborów. To tylko przykład, mówi w podobnym tonie wiele osób z dalszego i bliższego otoczenia. Nie kuzynie, nie wygrała ciemnota – wygrała w znacznej mierze chłodna kalkulacja na waszą propagandę. Pomijam sam fakt sensu uczestniczenia w smutnych rozgrywkach politycznych na górze (jednoznacznie nie oceniam, bo próżni ten światek nie toleruje, a większe zło czeka). Ulica… Banda starszych gości dopingująca swój zespół. Banda poważnych gości idących na mecz. Ani pan milicjant, ani pan leming, który największą bekę ma, gdy pokazuje przy stole nowy filmik z czerwonym Urbanem bluzgającym na PiS, nie rozumieją tej pasji i szlachetnego chuligaństwa… Zabierania małych dzieci do młynów, wychowywania ich tutaj…
Ziny robi się z zajawki, dla tworzenia, to coś jak nielegal-graffiti, czy muza dla odsłuchu odtworzona przez 100 osób. Oczywiście fanziny są nieco zapomnianą gałęzią ulicy, ale ja akurat jestem jej przedstawicielem i jaram się ponownie, gdy coś nowego składam, a składam – jak zwykle… Ot, taka nisza mi przypadła w talencie, a zawsze mogłem być dobrym złodziejem, czy też hydraulikiem, albo prezesem bez wizji – jak Miodulski. Nie umiem też się sprzedać, wkręcić gdzieś wyżej. No trudno. Mimo to wiem – jak na początku płyty Tau -, że przybyliście tu ze wszystkich stron po pomoc i radę, no chyba, że przyszliście po prostu się ze mnie pośmiać, jak z małpy w ZOO. Postaram się dać Wam ją (radę, lub małpę) – przez kolejnych 12 lat. Zina robię praktycznie sam (pozdrawiam i dziękuję nielicznym korespondentom), a że jestem trzepnięty pojawiają się w nim motywy z różnej bajki, co zamknięte umysły nie za bardzo są w stanie ogarnąć, ale nic tu nie poradzę (a próbowałem i inni też próbowali). Zin nie jest przedstawieniem stanowiska żadnej szerszej grupy ludzi, jest projektem subiektywnym i od 12 lat typowo zajawkowym. Zmienia się, tak jak zmienia się człowiek na różnych etapach dorosłego życia. Jest nietypowy, tak jak na swój sposób nietypowy jest każdy szczery twórca. Miałem też dołączyć klip do kawałka „DTSP”, ale YouTube po latach od premiery stwierdził, że w moim kraju jest on zakazany. Tak więc, po prostu, dzięki, że jesteś czytelniku!
Jak mi się kurde nie chce… Standardowy tekst zgreda. Ładna pogoda, a zakatarzony nos, głowa waży jakby 20 kilo więcej, sporo obowiązków na weekend. Ukryte myśli wychodzą na wierzch, jak to u pismaka – żadna nie skryje się pod dywanem. Wyluzowana pani w ciemnych okularach i z kokiem zagaduje do mnie w tramwaju, zaczęła od tego bym się przesunął pod okno. Zagaduje do mnie o molestowanie księży tekstem, że jej syn nie był molestowany, ale go wyrzucili z parafii. Czemu? – pytam, trochę zdziwiony jej śmiałością. Bo wypił wino mszalne, po czym dodała niespodziewanie do powagi problemu, o którym przed chwilą wspomniała: hłe, hłe, hłe. Temat Sakielskiego w przestrzeni publicznej – wszędzie, dosłownie… Panieee, ja jestem wierząca-niepraktykująca. Odpowiadam, że ja jestem praktykujący, a ona odpowiada, że w sumie też (?), księdza po kolędzie wpuszcza i tak dalej. Mówię, że korzystam z sakramentów i to jest dla mnie praktykowanie. Życzę miłego dnia, smarkam nos, słyszę jak do rozmowy włączają się inni ludzie ze środka komunikacji miejskiej. Polska ma temat, kolejny. Spłodziliśmy sobie nową bombkę, która wybucha za każdym zakrętem…