Witam Cię Bracie! Pozwalam sobie na taką wycieczkę osobistą w powitaniu, śpiesząc z wyjaśnieniem… Czytam „Drogę Legionisty” od 2010 r. (…). Po pierwsze cieszę się, że dane mi było kiedyś wpaść, w jakiś zwykły szary wakacyjny dzień na Twoją stronę. W mojej opinii nie przez przypadek od tej pierwszej wizyty jestem jej stałym czytelnikiem (przynajmniej się starałem). Nie ukrywam, początkowo śledziłem opisy wyjazdów na mecze i to mnie najbardziej jarało i przyciągało na stronę, czasem odczuwałem brak satysfakcji, brak żądzy zaspokojenia wyszukiwanych przeze mnie opisów (ach te żądze), gdyż w zamian ich pojawiały się inne wpisy i treści dotyczące poruszanych przez Ciebie zagadnień. Z czasem jednak, oprócz śledzenia ww. opisów z wyjazdów, starałem się rzucić okiem na Twoją pozostałą twórczość i muszę przyznać, iż wraz z wgłębianiem się w inne rzeczy proporcjonalnie malała we mnie potrzeba szukania treści związanych z opisami meczów, a coraz bardziej rosło zaciekawienie, chęć i potrzeba odkrywania nowych „gałęzi” swojego życia.
(więcej…)
Przez długi czas zastanawiałam się czy napisać tę wiadomość. W dalszym ciągu nie wiem czy to dobry pomysł, ale chyba nic mi nie szkodzi. Otóż chcę napisać o stereotypach na temat kibiców (a właściwie kiboli, bo ci wzorowi kibice, chodzący raz na kilka lat na mecze reprezentacji kraju, z czerwonymi wuwuzelami i wymalowanymi w polskich barwach policzkami się tu nie wliczają), które jeszcze kilka lat temu bez namysłu przyjmowałam do świadomości jako niepodważalną prawdę. Do czasu… X lat temu poznałam drogą internetową pewnego chłopaka. Był (i do tej pory jest) kibicem warszawskiej Legii. Zanim spotkaliśmy się w realnym świecie minęło sporo czasu, ponieważ świat kibicowski w pewnym stopniu mnie przerażał. Byłam w tej kwestii całkowicie zielona, choć nawet dziś nie wiem o tym zagadnieniu zbyt wiele. Jednego dowiedziałam się na pewno – tego, że kibice lokalnych klubów piłkarskich niekoniecznie muszą wywodzić się ze środowiska mniej lub bardziej patologicznego.
(więcej…)
Znasz kogoś kto wie wszystko? Sam wiesz…? No to odpowiedz… Medziugorje. To szatan boi się Maryi, czy nie? Skoro tak, czemu tak bardzo potrafi ją udawać, a Jej przy tym nie ma, mimo że wielu modlących się wzywa w tym momencie Jej imię (przed wizerunkiem diabła-udawacza)? Egzorcyści świadczą, że samo imię Maryja wywołuje w złym duchu szaleństwo. Owoce Medziugorje muszą być dobre, skoro Maryja działa tam tak, jak mówi egzorcysta Piotr Glas na swoim przykładzie (wrzucałem film ze świadectwem). Czy zatem opłacałoby mu się udawać, skoro przez bośniackie świadectwo wiele osób wybiera post, różaniec, mszę świętą, sakramenty? Co miałby zyskać tym kłamstwem, czy naprawdę odbija się ono na tych zatwierdzonych, m.in. z Fatimy? Nie wiem tego… Ty też nie. Pytania mnożą się z każdą sekundą, gdy o tym myślę. Tymczasem dostałem kolejne maile w sprawie bośniackiej wioski i nie udzielę na nie odpowiedzi, bo takiej nie znam – znam jedynie kolejne znaki zapytania.
(więcej…)
Witaj „DL”! Jestem Twoim wieloletnim czytelnikiem, zarówno bloga jak i papierowej serii zinów, których miałem przyjemność mieć prenumeratę. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że w większości Twoich publikacji w kwestii światopoglądowej i stylu życia jestem z Tobą zgodny. Ale nie ma sensu o tym, bo byłoby nudno… Chciałem poruszyć jeden temat, który okazjonalnie przewija się w tekstach, względem którego mam odmienne zdanie i chciałbym przedstawić Ci mój punkt widzenia. Chodzi o przewijającą się na blogu szyderę z „trenerów personalnych”, którą dosyć często podkreślasz, dodając zabawne ironiczne porównania. O ile zgodzę się, że wysyp różnej maści karierowiczów i pseudo znawców chcących nauczać wszystkich, samemu reprezentując swoją osobą niezbyt wiele budzi irytację i wkurwienie, to paradoksalnie całe zjawisko w szerszym spojrzeniu ma charakter pozytywny!
(więcej…)
Ostatnio spytałem Was o podejście do objawień, zależało i zależy mi na tym, bo wiem, że nacjonaliści i kibice, a więc większość moich czytelników, to osoby dość specyficzne – nawet wśród wierzących. Interesuje mnie Wasze zdanie jako osób, które łatwo nie dają się manipulować i są z zasady (powstałej na skutek chociażby wyjazdów) czujne, nieufne, zazwyczaj niepodatne na tanie podniety. To naprawdę duża zaleta środowiska! Medziugorje. Gdy pomyślę jak pokrętnymi drogami potrafi chodzić ludzka wyobraźnia, jak nietypowe potrafią być pobudki – wątpliwość do objawień chyba na zawsze we mnie pozostanie. Jednak Bóg chce byśmy wierzyli, a nie wiedzieli na podstawie oczywistych dowodów, tak też uczy Pismo. Chce byśmy sami wybierali, wolność jest dla Niego z jakiegoś powodu priorytetem wynikłym z miłości, mimo że wybranym dał się (dosłownie) poznać za życia. Takie umysły jak św. Augustyn pisały, że nie ogarną tajemnicy zbawienia mózgiem, więc tym bardziej nam maluczkim się to nigdy w pełni nie uda. Zawsze jest jakieś „ale”. Gdy tłum mówi, że to zbiorowa paranoja, pojawiają się uzdrowieni z poważnych chorób – wraz z dokumentacją lekarską. Na jedną wątpliwość jest jeden argument „za” – i odwrotnie. Sprytnie (?) zawsze staje się „to” głównie kwestią wiary niemożliwą do totalnego obalenia, lub uznania bez żadnych wątpliwości. Przyszedł mail…
(więcej…)
Witam! Jestem stałym czytelnikiem strony „Droga Legionisty”. Dziś co prawda Twoje teksty nie budzą we mnie aż takiego zainteresowania jak kiedyś, ale nadal w miarę regularnie zaglądam i czytam je. Ostatnio pisałeś o pomocy dla ubogich pod wpływem pewnego księdza. Tak się składa, że w przeszłości miałem doświadczenie ze środowiskami, które określa się jako „ubogie”. Chciałbym dlatego podzielić się pewną refleksją… W 2009 skończyłem Liceum Ogólnokształcące w Grodzisku Wielkopolskim i – jak to się mówi – wkroczyłem w dorosłe życie. Nie chciałem się uczyć dalej, dlatego wkrótce poszedłem do pierwszej pracy. Zamieszkałem w Opolu, gdzie przebywał mój ojciec. Od jakiegoś czasu też, jeszcze w okresie szkoły, zacząłem pomagać osobom bezdomnym i bezrobotnym…
(więcej…)
Na wstępie dziękuję za „Drogę Legionisty”. Tego nigdy za wiele. Fajnie jest śledzić czyjś rozwój. Wiedzieć o rozterkach, problemach. Wiesz… to trochę jak podglądanie. Tyle, że mało kto zdaje sobie sprawę, że „obiekt” podglądany karmi duszę. W zależności co podglądasz – to dusza dostaje. Z biegiem czasu coraz bardziej chcesz, potem już pragniesz. Ani się nie obejrzysz a pożądasz podglądać. Czemu taki wstęp? Zachciało mi się do Ciebie napisać. Zachciało mi się napisać, że bardzo pożyteczną robisz robotę. Mam pragnienie przekazać Tobie, że Twoje teksty MAJĄ olbrzymi wpływ na czytelnika. Zapewne nie większy jak „Wyborcza” na jej czytelnika – ale nie zaprzecza to FAKTOWI, że mają. I właśnie moim porannym odkryciem jest, jak wielki wpływ mają. Do rzeczy. Mam 40 lat.
(więcej…)
Muszę przyznać, że już od dawna przymierzałem się do napisania owego listu gdyż zaintrygowało mnie Twoje stwierdzenie, że: „Niemcy to obłędny naród”. Postanowiłem wgłębić się w tą myśl i postarać się rozwinąć. Czy Niemcy są obłędnym narodem? Jeżeli tak to na czym ten obłęd polega? Co to oznaczało i nadal oznacza dla Polski, Europy, Świata? Zatem pozwolisz, że zacznę z grubej rury, od cytatu, przechodząc od razu do rzeczy. Prof Johannes Wills, biograf Bismarcka, stwierdził: „Epokę Bismarcka od epoki Hitlera dzieli tylko jedno pokolenie. Najlepszym tego przykładem jest Hindenburg. Walczył w bitwie pod Sadową w 1866 r. W 1871 znalazł się w Sali Lustrzanej Wersalu. Był pruskim majorem i uczestnikiem wielu wydarzeń. W 1914 r. dowodził w bitwie pod Tannenbergiem, wielkim starciu z Rosjanami. To on mianował Hitlera kanclerzem Niemiec. Ta ciągłość zawsze mnie niepokoiła. W tym sensie Bismarck był demonem Niemców. Uwiódł ich swoimi koncepcjami politycznymi. Niektórzy politycy i obywatele nie wyleczyli się z nich nawet po doświadczeniach z Hitlerem”.
(więcej…)
Najgorszy jest zawsze początek, a przecież wszystko go ma. Mój początek to zarazem… koniec. Koniec życia! Mojego życia – jakim była moja żona. Jak to jest w tym naszym życiu, że niektórzy mają od urodzenia pod górkę? Mój syn skończy niedługo trzy lata, a utracił swoją ukochaną mamę. Jego rodzicielka, narkomanka, która miała wszystkie choroby jakie można wymyślić, zostawiła go w szpitalu. On się urodził dla nas w piątek trzynastego. Pierwszy raz go widzieliśmy w pokoju odwiedzin. Pierwsze łzy wzruszenia, bo pojawił się on, nasz syn! Odwiedziny co weekend i podczas zawożenia wniosku do sądu. Trzydzieści kilometrów w jedną stronę pełne myśli o tym, że znowu go zobaczymy. Powrót ze łzami, bo musieliśmy go zostawić. Oczekiwanie na wyznaczenie rozprawy i nerwy, bo sędzia to prawdziwy urzędnik z krwi i kości, wyznacza je maksymalnie odległe. Pierwszy CUD: telefon o rozprawie w kolejny dzień, akurat byliśmy z przyszłym synem (jak to brzmi, „przyszły syn”) i jego prawną opiekunką na badaniu, aby ostatecznie wykluczyć choroby, które mógł mieć przekazane. Szybkie zakupy (bo przecież rozprawa miała być za kilka miesięcy), tylko jak zrobić zakupy w jeden wieczór, wszystkiego co niezbędne? Od pieluch po łóżeczko. Ale moja Ukochana miała zawsze głowę na karku i listę wstępną przygotowaną. Rozprawa i decyzja o możliwości zabrania go w końcu z Domu Dziecka!
(więcej…)
Kilka lat temu pisałem (zastanawiałem się), właśnie na łamach „DL”, czy w moim rodzinnym mieście będzie kto miał pociągnąć kibicowski klimat. Płakałem, że młodzi nie rwą się na szare trybuny. Minęło sporo lat, ja w pogoni za życiem trafiłem do bardzo odległego miasta. Niezbadane są te Boskie wyroki. Na nowym podwórku mocno zaangażowałem się w budowanie nacjonalistycznych struktur. Tak jest do dziś. Cały czas na szybkich nacjonalistycznych obrotach! Radom, bo o tym mieście mowa, porwał mnie swoim hardcorowym klimatem. Jako, że Warszawa była blisko, starałem się regularnie odwiedzać ukochaną Legię Warszawa, a nawet zaliczyłem sporo wyjazdów, nawet z ekipą z rodzinnego miasta. Niestety proza życia stawała się coraz cięższa i z tymi meczami bywało coraz gorzej. Moja prywatna droga Legionisty mocno się zachwiała.
(więcej…)
Około jedenastej, skulona w kłębek kucała wzdłuż ruchliwej ulicy. Widziałem ją, gdy wracałem z dworca autobusowego po powrocie z Polski. Teraz zegarek pokazuje 16:30, a ona wciąż tu jest. Ta bezdomna kobieta jest dobrze znana wszystkim. Była umieszczana nieraz w schroniskach, ale zawsze uciekała. Pracownicy tureckich fast foodów, których jest tu pełno, dokarmiają ją, więc zawsze jakaś bułka, czy kawa zostanie wręczona w jej zmęczone dłonie. Dziś na kolację mam śląską odgrzaną w mikrofali. Zrobiłem też dla niej dwie kanapki z gorącą kiełbasą, żółtym serem, musztardą oraz ogórkiem kiszonym. W słoiku zaparzyłem herbatę, spakowałem wszystko do reklamówki, dorzucając dwie konserwy z mięsem i trochę chleba.
(więcej…)
Cześć. Czytam „DL” regularnie już od kilku miesięcy (chociaż na papierze jeszcze nie zamawiałem, przyznam się), przez ten czas nazbierało mi się trochę przemyśleń, w tym kilka osobistych. Wiadomo – wierzymy w lepsze jutro, staramy się o nie, ale jak to wygląda naprawdę? Ruch nacjonalistyczny, patriotyczne podejście do sprawy, ale czy cele o znów wielkiej Polsce są w ogóle warte zachodu? Czytam trochę książek historycznych, wspomnień, pamiętników z partyzantki, konspiracji i obozów. Zacząłem się zastanawiać, gdzie podziewa się ta „polska wspaniałość”, skoro od kilkuset lat żyjemy pod zaborami, okupacjami, skłóceni wewnętrznie? Co gorsza – skłóceni coraz bardziej, choć wydaje się to niemożliwe. Prozaiczny przykład – mój wujek skłócił się z ojcem o głosowanie na PiS.
(więcej…)
Jestem ojcem czteroletniego, dwuletniego oraz trzeciego najmłodszego, który urodzi się dopiero za dwa miesiące, chłopca. W Polsce opiekuje się nimi moja żona, a ja od lipca pracuję za granicami Ojczyzny. Najpierw byłem w Szwecji z prostym planem. Zarobić pieniądze na spłacenie reszty kredytu za dwupokojowe mieszkanie, sprzedaż i kupno czegoś większego. Perspektywa czasu jaki musi minąć, aby osiągnąć ten cel jest przerażająca, co w pierwszych dniach poza Ojczyzną przygnębiło mnie, a z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że potrwa to jeszcze dłużej niż myślałem. Świadomość ta nie pomaga, a stresuje i przygnębia. Pewnie dlatego na pytanie „czy mam żonę”, do odpowiedzi twierdzącej padł w moją stronę komentarz „już nie na długo”. Wydaje mi się, że zdrada swoich kobiet jest tu na emigracji na porządku dziennym. Pisząc to jestem w Niemczech, gdzie już co nieco widziałem. Środowisko emigranckie trzeba określić jako skrajną patologię.
(więcej…)
Przykazanie przekazane Mojżeszowi przez Najwyższą Władzę jasno mówi: „Nie będziesz zabijał”. Jasno? Nie. Dla niektórych ciemno. Lud pracujący organizował „Czarne marsze”, protesty z tzw. przesłaniem mającym na celu usprawiedliwić mord. Także posłowie w ławach państwowego sejmu przykładają swoje tłuste łapy do zaciągnięcia szubienicy na główkach małych, rozwijających się istot, które wypadałoby nazwać człowiek. Chociażby człowieczek. Rozwijając ten „post” posilę się odniesieniem do mordowania między dorosłymi osobnikami.
(więcej…)
Jak zwykle, chęć refleksji na łamach „DL” pojawia się we mnie spontanicznie, najczęściej pod wpływem wydarzeń, które w pewnym stopniu korespondują z bieżącą tematyką ostatnich wpisów w e-zinie. Nie inaczej jest tym razem – konkretnie zaś, na kanwie pewnego przykładu sprzed dwóch godzin, chciałbym nawiązać (w miarę) krótko do Projektu „Różnica” autorstwa Jacka Hajnosa, który został niejako zareklamowany na łamach „Drogi Legionisty” (w tym miejscu). Sam projekt wsparłem zaledwie po kilku minutach od momentu, gdy trafiłem na stronę internetową tego przedsięwzięcia. Album pojawił się w domu po zaledwie kilku dniach, natychmiast został też rozpakowany i przeczytany-obejrzany „od deski do deski”. Znakomity poziom artystyczny i duchowy ponownie otworzył mnie na niesamowitą, duchową refleksję na temat losów osób bezdomnych, która delikatnie kiełkuje we mnie od lat szkoły średniej.
(więcej…)