22.05.10 JAGIELLONIA BIAŁYSTOK 1-0 POGOŃ SZCZECIN (FINAŁ PP).

22 maja odbył się finał…Ligi Mistrzów. Kogo to jednak obchodzi? Kiedy Inter grał z Bayernem – kibice Legii uprawiali „dżoging” (heh) na dworcu w Toruniu podczas powrotu z… Wprawdzie też z finału… ale z finału Pucharu Polski 2010! Nie było na Zawiszy 100 tysięcy kibiców, było kilka razy mniej, ale ilość ultras zapewne kilka razy przewyższyła ilość kumatych fanów w Madrycie…Poziom sportowy i jakość sędziowania, no cóż, hm „nieco” odstawały (heh), ale piłka nożna to nie jest na szczęście to co polskie tygryski lubią najbardziej. W Bydgoszczy na meczu zameldowało się 7.000 kibiców na sektorach Pogoni w tym 1.500 Legii, 55 Falubazu i 25 Floty Świnoujście. Puchar nie został nasz, ale bawiono się przednie…Bo w tym sporcie chodzi przede wszystkim o klimat. I w dobrym klimacie zakończyliśmy marny sezon 2009/2010. Po tym finale oraz po udanej pikiecie z meczu przeciwko GKSowi Bełchatów będzie można przetrwać lato z wyżej podniesioną głową…Nadal na znak potrafi nas być 1500…I to nie na meczu naszej Legii. Przejdźmy jednak do relacji.

 

 

 

 

 

DWORZEC GDAŃSKI, CZYLI NADCIĄGA LEGIJNA HORDA :-).

Godzina 7:00 rano. Dworzec Gdański w Warszawie. Zaczynają pojawiać się na nim pierwsi Legioniści. Jest już kilkanaście kabaryn psów, polewaczka. Wyczuwalna atmosfera podekscytowania zbliżającym się wyjazdem opakowanym w stare – pociągowe formy. Ostatni kibice odbierają bilety, a także specjalnie przygotowane koszulki Pogoni z napisem „Puchar jest nasz”, które są równocześnie wejściówką do specjala – podstawionego o 9:00 rano.

Od 8:30 kibice Legii czekają w kolejce do pociągu, co jak zwykle się dłuży i jest z lekka męczące – tym bardziej przez grzejące nad głowami słońce. No, ale perspektywa old schoolowego (powiedzmy…bo to jednak specjal) wyjazdu nastraja wszystkich optymistycznie.  Tak jak ustalono najpierw do pociągu weszły grupy kibicowskie, a potem reszta fanów. Umieszczenie się w specjalu poszło sprawnie. Kilkanaście minut po 9 możemy powiedzieć: „Bydgoszczo, nadciąga legijna horda” :-). Horda, która wbrew zapowiedziom „Gazety Wyborczej” nie była dla stadionu Zawiszy nadzwyczajnie niebezpieczna…

PODRÓŻ, CZYLI…DŁUŻYZNA

Część osób ma szczęście i zajmuje w pociągu miejsca siedzące, jak w starych dobrych wyjazdach część małolatów wbija się na frytkownice. Reszta stoi – niektórzy kibice są koleżeńscy i zmieniają się co jakiś czas z innymi, którym więdną powoli nogi. Niektórzy kibice mają ze sobą nieprzespaną noc ponieważ dotarli ze swoich miast – prawie wszystkie FC jechały do Bydgoszczy z Warszawy. Tak jak było ustalone.

Specjal rusza, a wraz z nim niestety zaczyna się w kilku miejscach gruby melanż. Komunikat był jasny – nie pić, ale część osób niezbyt wzięła go sobie do serca. Oczywiście bez przesady, nadzwyczajnej patologii nie było, ale „kilka” osób przegięło z trunkami w drodze NA mecz.

Jak wiadomo jest to męczące kiedy droga ciągnie się jak glut z nosa, a nad uchem dudni ci najebany jegomość z czerwonym nosem, którym myśli o sobie, iż stanowi esencję kibicowania :-). Kilku typom włączył się taki Matrix i przekonywali resztę, że sensem ruchu ultras jest najpierw opracowanie kilku flaszek wraz z browarem i zielskiem, a potem darcie się w bluzgach na połowę ligi. Reszta według „nowych wodzirejów” to pikniki, bo w pociągu specjalnym nie bluzgają na cały świat po czym nie padają jak muchy :-). No, ale to stary – (nierozwiązywalny chyba) problem wszystkich ekip…

Bardziej należy się cieszyć liczbą normalnych kibiców. Tych było sporo – liczba kumatych fanów trzeźwo stojących na nogach była zadowalająca. Tym bardziej jak na sytuację z ITI. Można więc było ponawijać z różnymi znajomymi. Większość drogi to jednak nuda i dłużyzna…Pociąg miał kilka postojów w tym jeden kontrowersyjny…Mijamy na dworcach oddziały policji, najliczniejszy chyba w Toruniu. W Bydgoszczy stoją nawet z czworonogami po krzakach, co by nikt z nich przypadkiem nie wyleciał :-). Droga mija spokojnie, na miejscu jesteśmy około 13:00-13:30. 

STADION ZAWISZY

Finał Pucharu Polski 2010 odbył się na stadionie WKS Zawisza Bydgoszcz. Bydgoski klub mimo wieloletniej tułaczki po niższych ligach (dziś gra w II, czyli tak naprawdę III lidze – z zaplecza Ekstraklasy został wycofany w 1998 roku przez problemy finansowe) może poszczycić się jednym z piękniejszych obiektów w Polsce. Wszystko dzięki… lekkoatletyce bowiem w Bydgoszczy odbywa się sporo imprez tej dyscypliny sportu.

Mimo, iż na obiekcie jest bieżnia – pozostaje on jednym z moich ulubionych polskich stadionów. Dlaczego? Bo mimo nowoczesności (to samo można rzec o zajebistym stadionie Zagłębia Lubin) nie posiada zbędnego według mnie balkonu. Balkony to niech sobie będą na San Siro czy innym Camp Nou – a nie na 20-30 tysięcznikach. Balkony na małych stadionach psują klimat, a także nie sprzyjają – z drobnymi wyjątkami – atmosferze wytwarzanej przez młyn.

Pierwszy mecz piłkarski na stadionie Zawiszy został rozegrany 21 lipca 1957 (klub powstał w 1946 roku). Nie oznacza to, że skończono na nim prace…W kolejnych latach dołączył na przykład, swego czasu charakterystyczny dla tego stadionu amfiteatr tuż za prostą gdzie znajdował się młyn Bydgoszczan…Kto by pomyślał, że lata później – w 1998 roku, ławki z owego amfiteatru posłużą jako pociski przeciwko psiarni oraz kibicom Odry Opole podczas II ligowego meczu :-)? A tak właśnie było podczas jednej z głośniejszych awantur w historii stadionu Zawiszy. Obiekt przy Gdańskiej widział wiele dymów: Zawisza- Arka, Zawisza- Elana bądź też spontaniczne awantury w 4 lidze…Od jakiegoś czasu Zawiszacy raczej nie dymią u siebie, doskonale sprawdzając się poza stadionem.

W latach 70tych stadion został wyposażony w ławki dla kibiców. W połowie lat 90tych zamontowane zostały krzesełka w kolorze niebieskim, na trybunie B część krzesełek miała kolor granatowy tworząc napis „50 LAT ZAWISZA” (po zakończeniu jubileuszu zostało tylko „ZAWISZA”). Łuki pozostawały bez krzesełek. Krzesełka uzupełniono w 1999 roku za sprawą imprez lekkoatletycznych. Były już dookoła, ale kibice Zawiszy nie byli zadowoleni ponieważ…były one w barwach Bydgoszczy – będących równocześnie oficjalnymi barwami…lokalnego rywala – Polonii (dziś BKS używa już biało – czerwonych, tak jak chcieli ultras).

5 lipca 2000 roku po raz pierwszy nad stadionem Zawiszy rozbłysło sztuczne oświetlenie. W 2007 roku nastąpiła gruntowna przebudowa stadionu w Bydgoszczy. Zburzono 3 trybuny oraz wspomniany amfiteatr. Od podstaw wybudowano trybunę B, która stała się główną trybuną stadionu, podniesiono też trybuny na łukach i dodano charakterystyczny kształt. Zamontowano krzesełka w niebiesko- czarno-złotych barwach. W 2009 roku zainstalowano nową, podgrzewaną murawę piłkarską. I tak oto stadion Zawiszy stał się gotowy min na przyjęcie finalistów Pucharu Polski 2010. Odbywają się tam także mecze Reprezentacji Polski oraz w dalszym ciągu imprezy lekkoatletyczne. Obiekt przy Gdańskiej tętni życiem. Bogatą galerię, a także szczegółową historię stadionu Zawiszy znajdziecie pod tym adresem internetowym: http://zawiszafans.pl/klub/stadion

„PUCHAR JEST NASZ”…

…niestety hasło przewodnie finału okazało się tylko…hasłem przewodnim chociaż to i tak sukces, że Pogoń weszła do finału. Ale od początku.

Na stacji Bydgoszcz Leśna wysypał się las ludzi w jednakowych koszulkach „Puchar jest nasz” z datą finału oraz owym pucharem i gryfem. Koszulka była dodawana do biletu, który kosztował wraz z przejazdem pociągiem specjalnym w dwie strony 97 zł. Na początku miało to być 90 zł, ale potem wynikła sprawa z dopłatami. Było przy tym nieco zamieszania, ale chyba w większości skończyło się to dobrze. Na dworcu witają nas bracia z Pogoni, widzimy inne pociągi oraz zaparkowane auta, busy, autokary. Jest też masa psiarni, ale trzeba przyznać, że nie wzięli sobie za punkt honoru (o ile w ich przypadku można o czymś takim mówić) prowokowania kibiców…Dzięki temu było spokojnie i bezproblemowo. Uformowaliśmy pochód i ruszyliśmy w stronę stadionu WKS. Podczas drogi odpalone zostały race, a Bydgoszcz mogła usłyszeć kto właśnie przyjechał do ich miasta. Po drodze w sumie zero miejscowych kibiców. Nie słyszałem, by ktokolwiek ich napotkał…dziwne.     

Stadion Zawiszy leży z 10 minut od dworca Bydgoszcz Leśna, a więc droga mija bardzo szybko i sprawnie. Pod stadionem jesteśmy około 14:00. Robi się długa kolejka do wejścia, ale wszystko zaczyna przebiegać bardzo sprawnie. Tysiące kibiców wchodzi w 30-60 minut…Moja grupka godzinę przed pierwszym gwizdkiem jest na stadionie Zety. Można? Można – wystarczy trochę dobrej woli – czegoś przeciwnego do ITI i ich „Alcatras”. W Bydgoszczy można było poczuć się jak za starych czasów, po prostu kupiliśmy bilet i weszliśmy sobie na mecz. Mała rzecz, a dzisiaj – w czasach ITI – jak cieszy…S. przez megafon nawoływał by Legia zajęła miejsce na skraju sektora. Tak też robimy…

Według legialive.pl Pogoni było 7.000 w tym 1.500 Legii, Jagi 4.500. Miejscowej publiki tylko 1.500, co i tak wydaje mi się zbyt dużą liczbą. Daje to 13.000 widzów. W liczbie Pogoni należy też uwzględnić 55 osób z Falubazu, które stały w jednakowych koszulkach oraz Flotę Świnoujście w liczbie 25. Legia wywiesiła kilka flag. W centralnym miejscu naszej części łuku zawisła ta ze świetnym przesłaniem: „Ultras School’s”, a obok „Wielki CWKS”. Na bocznych płotach Turyści ’97, Capital City, OFMC, Legia Chełmża (wraz z Chełmnem około 45 osób), na górze sektora barwa z Deyną. Resztę stanowiły liczne flagi Portowców, widziałem też konfederatkę. Pojawiło się także kilka transparentów z pozdrowieniami dla różnych kibiców, którzy nie mogli być na meczu…oraz świnia z napisem PZPN. Chwile wisiał też transparent dla kibica Crvenej Zvezdy…

Przed pierwszym gwizdkiem jakiś zespół zagrał utwór skomponowany dla ofiar Smoleńska…Były też dwa hymny klubowe, a na końcu dwie zwrotki hymnu Polski, który stadion odśpiewał z barwami w górze. W czasie oczekiwania na mecz puszczana była żenująca muzyka od której sztywniały uszy. Wreszcie, o 15:30 sędzia gwizdnął po raz pierwszy…

Z POCZĄTKU BYŁY „BAŁKANY”…

Młyn 7 tysięcy – chyba w takim jeszcze nie stałem, a tylu nas było łącznie w sektorach dla Pogoni. Łuk stadionu Zawiszy dało się zajebiście zgrać – przez większość meczu zarówno my jak i Jagiellonia prowadziliśmy równy doping! Na początku powiedzieliśmy do siebie z kumplem zgodnie – kurwa mać – Bałkany! Na początku była miazga – doping wgniatał w ziemię, huk niesamowity. Do tego masa konkretnych osób na sektorze – w takim młynie aż się chciało stać, nie ważne kto ile miał lat i za kogo się uważał.

Na płocie pojawiło się kilku gniazdowych, z naszej strony oczywiście S. z megafonem. Zarzucali gniazdowi Pogoni, którzy byli na środku, a boczne sektory – w tym nasz legijny – tylko przedłużały pieśni. Moim zdaniem wyszło całkiem dobrze aczkolwiek z biegiem czasu doping siadał, a rozkręcała się Jagiellonia. Pewnie było to też spowodowane wynikiem. Na pochwałę zasługują bębnowi zarówno ze Szczecina jak i Białegostoku. Bałkany – po raz kolejny! Głównym hasłem śpiewanym przez granatowy sektor było „Puchar jest nasz”…

Oprawy nie zrobiły szału, ale trzeba pamiętać, że spotkanie rozgrywane było o 15:30…Na pierwszy gwizdek Jaga pokazała sektorówkę „W Pogoni za Pucharem” wraz z transparentem „Zwyciężą ci z wyJątkowym darem”. W tym czasie Pogoń pokazuje sreberka wraz z sektorówkami przedstawiającymi jakieś historyczne postacie. Do tego transparent z datami na płocie. Z jednej jak i z drugiej strony w ruch idą duże flagi na kijach, które w większości znalazły się na górze sektorów. Jagiellonia ubrana była w swoje charakterystyczne koszulki, a później prowadziła doping bez koszulek. Wypadli przyzwoicie, ale myślę, że w ogólnym rozrachunku lepiej wypadliśmy my z Pogonią przy czym trzeba pamiętać, że nas było „dwóch” (+ Zielona Góra, Świnoujście), a Białystok sam.

Niestety zabrakło u nas tego co lubi się na ogół najbardziej, czyli pirotechniki. Tą odpalała tylko Jagiellonia – i to kilkakrotnie. Pogoń bała się konsekwencji w tym zamknięcia stadionu, który jej groził. Jaga bawiła się racami, kilka sztuk poleciało na bieżnię. O tą bieżnię organizatorzy bali się najbardziej – co chwila podlewając ją wodą by zniszczenia były jak najmniejsze. Kiedy poleciała raca z sektora Białegostoku spiker dostał szału, pieprzył, że to przestępstwo itp. Jaga odpalała piro min w kominiarkach, które tak jak wszystko bywały w żółto- czerwone paski :-).      

PUCHAR NIESTETY NIE JEST NASZ…

Kilka słów o meczu. W 17’ minucie Małek pedałek nie podyktował dla Pogoni rzutu karnego. Z sektora nie mogliśmy tego dokładnie widzieć, ale kiedy w niedzielę rano obejrzałem sobie powtórkę meczu w TV – nie mam wątpliwości. Bluzgi na tego arbitra nie były tego dnia pustym hasłem…Szkoda tej 17’ minuty…Bo mimo wizualnej przewagi Jagielloni, którą niewątpliwie mieli – MKS mógł wyjść na prowadzenie. Portowcy grali ambitnie – umiejętnościami odstawali, ale na pewno nie było to te same szambo, które pokazują w lidze.

Gol dla Jagielloni padł w 48’ minucie, a strzelił go Skerla. Na sektorze Białegostoku szał, Jaga znowu odpala pirotechnikę. Część z niej jak wspomniałem poleciała na „dmuchaną i chuchaną” przed spotkaniem bieżnię stadionu Zawiszy. W 61’ minucie Pogoń strzela w poprzeczkę…Na granatowej trybunie jęk zawodu.

Do końca meczu Portowcy wykazywali większą niż w I lidze determinację. Jaga jednak odpłacała się, ale bardzo dobry mecz grał golkiper Pogoni Szczecin. W 93’ minucie pedałek Mełek podyktował karnego Jagielloni, ale wycofał się z tej decyzji. Chwilę potem sędzia zakończył mecz…Niestety Puchar nie jest nasz.

Widziałem kibiców, którzy jakby już przed meczem byli pogodzeni z porażką – mimo 0-1 stali uśmiechnięci i mało przejęci (bo wyjazd i tak wypadł świetnie…), widziałem też takich, którzy dostali szału…Były łzy, było wkurwienie – mimo porażki – każdy zapamięta ten mecz jako pozytywny – taki, w którym nie brakowało emocji.

Mimo zapowiedzi „Gazety Wyborczej” o strasznych Legionistach – zarówno my jak i Portowcy byliśmy raczej (prócz kilku incydentów) spokojni. Ba – był to najspokojniejszy finał PP od kilku lat…Emocje jedynie sportowe i ultrasowskie.

Po ostatnim gwizdku część osób zaczyna opuszczać nasze sektory. W sektorze naprzeciwko oczywisty szał radości, kibice wysypują się też przed trybuny. Było jednak zapowiedziane, że w przypadku wpadnięcia na murawę będą surowe konsekwencje, a więc Jaga ogarnia się i wraca na swoje sektory. Piłkarze z Białegostoku skaczą po murawie, podbiegają do swoich kibiców. My dziękujemy brawami zawodnikom ze Szczecina – za to, że jako I ligowiec doszli aż do finału i walczyli w nim z wyżej renomowanym rywalem jak tylko potrafili. Nie chce nam się oglądać fety Jagielloni, a więc opuszczamy stadion Zawiszy.

„ULTRAS SCHOOLS”

Teraz taka krótka refleksja, która naszła mnie w skojarzeniu z tytułową flagą. Po meczu jeden z małolatów, który był z nami wybiegł po koszulkę od piłkarza Pogoni. Nie dał mu – zgred jeden. Zrobiło nam się wesoło gdyż owy małolat mimo, że ma z 15-16 lat to ma już zakaz stadionowy za wjazd na murawę w innym finale…I to nie zeszłorocznym i nie za chęć zdobycia koszulki – przynajmniej swojego klubu, heh. Tak sobie pomyślałem chwilę w związku z tym i w związku z flagą „Ultras School’s”, która sobie przed nami wisiała. A przecież brat tego kolesia, który wbiegł na murawę – także ma lat 15-16 (?), a za sobą wyjazd na Juventus- Ajax, włoski dołek i awanturę z Holendrami na koncie. Trochę młodzi poopowiadali w pociągu. Czyli jednak rodzą się jeszcze goście ze starą mentalnością i śmiejący się z najebanych drących mordy wynalazków, którzy sądzą, iż reprezentują sobą esencję kibicowania, heh. W tym momencie pozdrowienia dla młodych braci :-). Legia jest wszędzie! I fajnie, że mimo kiepskiej sytuacji „to coś” w ludziach nie ginie…To my Polacy – tak łatwo nie damy się na nowo wychować.

WOLNOŚĆ I SWOBODA

Po meczu można było zauważyć grupki kibiców Pogoni i Legii chodzące sobie w promieniu kilku kilometrów od stadionu. Nieodpowiedzialne to, ale z drugiej strony – nie słyszałem o jakiś nieprzyjemnościach. W każdym razie osoby w barwach chodziły sobie po 3-10 osób, bez przejęcia – kursowali do sklepów, pubów. I to na osiedlu Leśnym – znanym z silnego ośrodka Zawiszy. Nie widziałem żeby psy coś prowokowały i zaganiały do środków lokomocji, a trochę kilometrów wokoło stadionu zrobiłem.

Nie wracałem już specjalem, ale z tego co wiem – odbywała się tam ostra impreza, powstawały nowe pieśni, a w Toruniu nieco dostało się kamieniami miejscowym pieskom. Ja podczas jazdy tramwajem po Bydgoszczy podsłuchuje kilkuosobową bandę miejscowych – widać i słychać, że młodych hool’s Zawiszy – wyraźnie sfrustrowanych „panoszeniem się śledzi po ich mieście” – jak to określili :-). O tak – panoszono się i to ostro, bez kitu nie spodziewałem się takiej wolności i swobody. Na ulicach widać pełno aut, autokarów, busów przystrojonych w barwy Legii i Pogoni.

To był dobry wyjazd. Mimo porażki i mimo tego, że nic „większego” się nie działo. Wszyscy są raczej zgodni, że czegoś podobnego nam wszystkim było trzeba. Legia- Pogoń! ITI spierdalaj!  

Relacjonował: Ł.   

W sobotę na 8:45 rano była ustalona zbiórka Legionistów na Dworcu Gdańskim w Warszawie. Dzięki pomocy kilku osób (dzięki!) bilety mogliśmy jako jeden z FC bez problemu odebrać rano przed pociągiem. Później był czas na specjal i drogę do Bydgoszczy. Trochę mieliśmy opóźnienie, ale wszystko było do zniesienia. Na stadion ze stacji bardzo niedaleko, a co ważniejsze wpuszczanie bardzo sprawne i szybkie. Bez przesadnego macania. Co do samego meczu to pewnie szczegóły napisze Wam naczelny, a więc tylko parę moich luźnych uwag oraz opinii dotyczących wyjazdu…

Miło znowu zobaczyć na wyjeździe legijne płótna :-). Nasz doping przeciętny według mnie. Tylko czasem mocno pomogliśmy Pogoni śpiewać. Inny rytm, inne pieśni, krótkie śpiewanie, a nie przedłużanie kawałka jak na Legii… Dziwne było natomiast mobilizowanie się Portowców do głośniejszych śpiewów jakimś okrzykiem, coś jak z filmu „300”. Od nas większość osób patrzyła na to z lekkim uśmiechem. Minus na pewno oprócz dopingu to brak pirotechniki, choć to można tłumaczyć groźbą zamknięcia stadionu Pogoni.

Co do Jagi to zaskoczyli mnie bardzo pozytywnie. Głośniejsi od koalicji Legia-Pogoń. Doping równy, głośny, długi, po prostu zajebisty. Trochę uprzejmości, ale na takim poziomie, że widać było brak większego ciśnienia. Oczywiście gwizdy na „Legia Warszawa” dużo głośniejsze niż na „Pogoń Szczecin”. Oprawy z obu stron nie powalały na kolana.

Po meczu były podziękowania dla piłkarzy, a koleżka koniecznie chciał dostać pamiątkę, żaden jednak nie dał mu koszulki. A biegał za nimi prawie do połowy boiska, niewdzięczni :-). Wyjście sprawne, choć nieogarnięte. Wracaliśmy baaaaardzo luźnym pochodem, aż dziwne, że Zawisza się nigdzie nie ustawił, z pewnością dobrą ekipą mieliby duże pole do popisu. Legia i Pogoń natomiast opanowały całą trasę pochodu, puby restauracje i sklepy były obsadzone kibicami. Poszukiwanym towarem były patyczki do lodów, bo w promocji nikt chyba nie uwzględnił, że mogą się przydać :-).

Droga powrotna to oprócz dużego opóźnienia dużo śmiechu i dużo pozytywów. Śpiewy, tańczenie i… co chwile postoje. Dostaliśmy jakiś zjebany pociąg i przez prawie 2h przejechaliśmy 40km do miasta Elany i Apatora. Najciekawiej było właśnie tam, ale wcześniej miał miejsce postój gdzie jeden z kibiców pokazywał umiejętności motoryzacyjne na skuterze. Na kolejnym natomiast była urządzona strzelnica… Cały czas ze składu do okolicznych mieszkańców niosła się przy okazji pieśń-hit wyjazdu „ssij”.

No i w końcu Toruń, wjeżdżamy a tam po prawej stronie budynku mały oddziałek policji wchodził. Kilkadziesiąt osób, kamienie, ławki, butelki, ogólnie co było pod ręką to tym pieski zostały zbombardowane. Dalej towarzystwo wykazywało chęć ukamienowania drugiego oddziału po lewej stronie budynku tym razem, ale ktoś z ekipy powstrzymał ten optymizm i wszyscy zaczęli wracać do wagonu. Akcja krótka, trwała tak do 5 min. Właśnie po niej u nas w wagonie zaczęły się śpiewy i tańczenie walczyka.

Potem jeszcze kilka postojów, ale już wszyscy byli zmęczeni, więc nie były przyjmowane z radością. Dla nas przez te przerwy cały wyjazd nie za ciekawie się skończył. Uciekł pociąg, więc musieliśmy w kilka osób czekać. 6 godzin czasu, więc jakieś jedzenie, piwko, nocne włóczenie się po Stolicy i kimanie na podłodze na dworcu, niezbyt atrakcyjny koniec wyjazdu, który można zaliczyć do bardzo udanych i ciekawych. Dla mnie trwał 36 godzin, a w naszej kilkuosobowej grupie to nie był w ten weekend żaden rekord. Szkoda tylko Pucharu, który jednak nie trafił do Szczecina.”

Relacjonował: K.

ZDJĘCIA: Wszystkie zdjęcia są autorstwa „Drogi Legionisty”. Dodatkowo zapraszam do działu „Do pobrania” gdzie znajdziecie różne paczki z materiałami „DL”.

40 zdjęć „Drogi Legionisty” do pobrania na dysk: http://rapidshare.com/files/391342631/22.05.10_Jagiellonia_Bia__ystok_1-0_Pogo___Szczecin_Fina___PP_Bydgoszcz_Fotki_DL.rar

SPRAWA TECHNICZNA: Na nowej „DL” w odróżnieniu od starej – klikając na zdjęcia, skany – zobaczycie je w większej rozdzielczości!