LISTY CZYTELNIKÓW: Raporty ze współczesnej Anglii.
Oddaję głos dwójce czytelników, którzy w podobnym okresie opisali swoje obserwacje z Anglii: Do Anglii wybrałem się z powodu lekkich zawirowań w sprawach prywatnych, a także z powodu chwilowego braku pracy. Nie miałem odgórnie zaplanowanego czasu na jaki wybieram się na Wyspy, ot po prostu, co czas pokaże. W tej relacji chciałbym się skupić na różnego rodzaju spostrzeżeniach oraz odczuciach, które towarzyszyły mi przez 2 miesiące pobytu w jednym z najpopularniejszych krajów emigracyjnych.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy w drodze środkami transportu publicznego z lotniska do miejscowości zamieszkania mojej kuzynki było… trzykrotne napotkanie dziewczyn z zielonymi włosami. Wraz z ich opasłymi ciałami nie wyglądało to zbyt apetycznie.
W drodze towarzyszy mi świeżo zakupiona książka-wywiad z księdzem Piotrem Glasem pt. „Dzisiaj trzeba wybrać”. Ksiądz Piotr pełni swą posługę w Anglii, wobec czego mogę na bieżąco konfrontować jego spostrzeżenia z moimi.
Docieram do Gloucester.
Miasto multi-kulti, sporo murzynów, sporo ciapatych, spacerujących po mieście bez koszulek (angielski upał 25 stopni).
Pozytywnie zaskakuje wszechobecna otwartość i skłonność do pomocy, czy u kierowcy autobusu, czy z nieznajomymi na przystanku, tak naprawdę gdziekolwiek. Wszędzie możesz poprowadzić ‘small talk’ z nieznajomym i raczej nie napotkasz dziwnego spojrzenia pt. ‘co ty kurna chcesz’.
Po kilku dniach przenoszę się na południe kraju, hrabstwo Devon. Jakby inny krajobraz, czyściej, więcej białych, bardziej zadbane miasto. Próbując znaleźć odpowiedź za taki stan rzeczy z reguły pada podobne zdanie: Tu jest za mało pracy dla niewykwalifikowanych osób, a także zbyt wysokie koszty utrzymania.
Pracę dostaję od zaraz, mam nawet kilka ofert do wyboru. Polka pracująca w agencji pracy informuje mnie, że teraz to praca szuka człowieka. Twierdzi, że brexit robi swoje, część Polaków, a także innych nacji z Europy Wschodniej faktycznie wróciła do domów. Dostaję pracę w magazynie z częściami do maszyn rolniczych, robota wymagająca, aczkolwiek dobrze płatna (9GBP/h).
Co na początku rzuca się w oczy to ilość Polaków pracujących w tej hali. Przewyższamy chyba nawet liczbę Anglików zatrudnionych w biurze. Oprócz nas dominujące nacje to Filipińczycy, Rumuni, a także pojedyncze osoby z Czech i Słowacji. Sporą cześć mojej zmiany stanowią maturzyści i studenci, którzy przylecieli celem dorobienia sobie do studiów. Jest też kilku takich, co pracuje w tym miejscu kilka lat. Szczególnie rzuca się w oczy jeden Polak, wydzierający gębę na każdego kogo popadnie, próbujący pokazać, jaki on jest gość. Wyczuwając nadchodzące spięcie z facetem po prostu trzymam się z daleka i robię swoje. Po niedługim czasie okazuje się, że gość to alkoholik i narkoman, smarujący dziąsło w kiblu przy okazji przerwy.
Przyłączając się do grupki Polaków na pierwszej przerwie przysłuchuję się rozmowie, która opiera się na przechwalaniu kto ile wypił i kto ile wypalił. Później przekonam się, że rozkład tematów w tygodniu wygląda mniej więcej następująco: pon.-środa ‘ale się nakurwiliśmy na weekend’; czw.-pt. ‘ale się nakurwimy na weekend’. No cóż, niestety. Ten rodzaj spędzania wolnego czasu cieszy zarówno 19 latków, jak i 30latków. Nie to, żebym prawił młodym morały, bo w ich wieku nie byłem wiele lepszym, ale chociaż towarzyszył mi sport, a później obudził mnie Bóg. Oby ich też obudził. Trochę łapie ich zdziwienie kiedy mówię, że częstotliwość picia alkoholu wygląda u mnie mniej więcej, jak 1 piwo miesięcznie.
Na szczęście się nie zniechęcam i staram się utrzymywać normalny kontakt schodząc na inne tematy, choć często wracając z pracy zastanawiam się dokąd to wszystko prowadzi? Jakimi wartościami kierują się teraz ludzie młodzi? Czy nie mają jakiegoś hobby innego niż najebka i spędzanie czasu w necie? Czy typowy tydzień to praca i chlanie? Z własnej winny upodabniamy się do angielskiego społeczeństwa, którego harmonogram wygląda w ten sposób.
1 sierpnia. Przerwa obiadowa, rozmowa schodzi na temat Powstania Warszawskiego… Rozmawiamy wśród grupy Polaków na temat godziny W, kiedy przerywa nam studentka 2 roku fizjoterapii pytaniem: „czemu akurat o 17ej?”. Kiedy z lekkim zażenowaniem starsza część tłumaczy jej ‘co i jak’, z jej ust pada: „czemu akurat 1szego sierpnia?”. Jej 21letni chłopak wykazuje się identyczną wiedzą. Wobec czego postanawiamy podpytać trochę maturzystów. ”Czego dziś rocznica, co świętujemy?” –„Dzień niepodległości?”…
Tylko jeden z sześcioosobowej grupy dwudziestolatków wykazuje się podstawową wiedzą. Generalnie chłop bardzo ogarnięty, zdecydowanie powyżej całej reszty, choć kiedy przychodzi mu opowiadać o swojej wycieczce po Londynie to wspomina przede wszystkim wizytę w muzeum… M&Ms, którą kwituje stwierdzeniem „po gibonie to bym je wszystkie opierdolił”, na co zgromadzeni wokół reagują salwą śmiechu. Być może jestem zgredem i nie jeden pewnie mi powie ‘młody nie byłeś?’, ale, kurwa, przeraża mnie to…
Ostatni wątek z pracy dotyczy 35 letniej Polki, pracującej na Wyspach 15 lat. Na pierwszy rzut oka trąci patologią, ale szybko napominam się, żeby nie oceniać ludzi zbyt prędko. Matka dwójki dzieci opowiadająca jak chucha dymem z gibona dziecku w twarz, aby przestało krzyczeć; posiadająca męża nieroba, który do dzieci zwraca się per… ’pedofilu’. Kurwa mać. Część młodych pewnie jeszcze z tego wyjdzie (mam nadzieję), ale 35latka… wątpię.
Trzeba oddać, że Polacy to naprawdę dobrzy pracownicy, Anglicy doskonale zdają sobie z tego sprawę, często wolą nas zatrudnić niż rodaków, celem zwiększenia wydajności.
Na ulicach, czy w środkach transportu publicznego oprócz otwartości napotkamy nierzadko dewiacje i patologie, będące tu na porządku dziennym (przypominam, że południowa Anglia to mniejsze multi-kulti i bardziej zadbane okolice niż północna część kraju). Lesbijki, transole nikogo nie dziwią, nikt nie patrzy na nich spod byka, to codzienność, normalność. Dodam tutaj wszechobecną goliznę i hołdowanie zasadzie ‘Im więcej ważę, tym więcej pokażę’. Co więcej za otyłość otrzymuję się tu benefit, czyli jeśli naprawdę dobrze się spasiesz to dostaniesz jeszcze hajs (państwo brytyjskie wypłaca zasiłki osobom szczególnie otyłym, uznając ich za niepełnosprawnych. A to, że stali się tacy od wpieprzania gównianego żarcia w niezliczonych ilościach oraz aktywności fizycznej ograniczającej się do poruszania między lodówką, a kanapą nie jest brane pod uwagę. Wobec czego dochodzimy do konkluzji, że jeśli dobrze się spasiesz to dostaniesz jeszcze hajs).
W autobusach i pociągach szczególnie uciążliwe są dzieciaki, nad którymi nikt nie panuje i nie zwraca uwagi, kiedy wydzierają się w niebogłosy przekrzykując jeden drugiego, waląc łapami po oknach, a w tym czasie mama przegląda facebooka.
Jako Polak, patriota ze szczególną uwagą obserwowałem zwłaszcza moich rodaków. Niestety nie pozostawili u mnie zbyt pozytywnego obrazu.
Cóż, przejdźmy do pozytywów.
Co nas do Anglii sprowadza? Co nam Anglia daje? Myślę, że odpowiedź można zawrzeć w jednym słowie ‚pieniądze’… choć nie do końca.
Łatwość zarobienia pieniędzy, za które jestem w stanie się utrzymać, a w dodatku jeszcze trochę odłożyć jest zaskakująca. Najniższa krajowa wynosi na tą chwilę 7,83 GBP, wobec czego niezależnie czy zamiatasz chodnik, czy sprzedajesz hamburgery, czy robisz cokolwiek innego, mniej nie zarobisz. A to z kolei pozwala Ci na komfort pracy i życia, ponieważ nie martwisz się ‚co włożyć do gara’.
Niestety jest to determinujący fakt tego, że tyle Polaków wyemigrowało. Sam (pisząc tą relację już z Polski) często łapię się nad tym, że rozmyślam o powrocie na rok, dwa, czy trzy celem zarobku na mieszkanie (wolność od kredytów), czy po prostu możliwością podróży po świecie bez wielkich kalkulacji pieniężnych.
Co oprócz kasy może przyciągać do Anglii? Tak znienawidzone przez nas sprawy urzędowe. Przy okazji załatwiania jakichkolwiek spraw często zostaniemy poczęstowani herbatą lub kawą, możemy z urzędnikiem porozmawiać na tematy wszelakie, a co najważniejsze w 95% przypadków sprawa zostaje załatwiona po naszej myśli.
Co więcej, wiele kwestii możemy po prostu załatwić przez telefon, przykładem niech tu będzie zwrot podatku. Rozmowa zajmuje nam 10 minut, a w przeciągu kilku tygodni pieniądze znajdują się na naszym koncie.
Ostatnim pozytywnym aspektem, który tu opiszę jest już wspomniana wcześniej przeze mnie serdeczność. Uśmiech, uśmiech i jeszcze raz uśmiech. To co tak przyciąga ludzi do siebie, a co czasami jest trudne do wydobycia. U Anglików jest ich stałym towarzyszem.
Na koniec małe świadectwo.
Przed wyjazdem złożyłem CV w jednej z firm w moim rodzinnym mieście, ale telefon pozostawał głuchy przez dłuższy czas. Po 6 tygodniach pobytu w Anglii zacząłem się zastanawiać ‚co, by było gdyby’, czyli co robić jeśli w ogóle otrzymam propozycję powrotu. Z jednej strony dobrze zarabiam, mogę odłożyć trochę oszczędności, z drugiej strony ciągnie do Polski. Wracając z pracy zadręczałem się tym pytaniem, mimo, że nawet nikt się ze mną nie kontaktował. Pomyślałem, że jest tylko jedno rozwiązanie, podniosłem głowę i w ciszy poprosiłem: „Matko Boża, wskaż mi drogę”. Po 5 minutach byłem w domu, a na telefonie z polskim numerem wyświetliło się nieodebrane połączenie z nieznanego numeru. Nie musiałem oddzwaniać, wiedziałem kto dzwonił i po co. Wróciłem. Czas pokaże co dalej. Byle z Bogiem.
Szymon
PS od ŁG: Co ciekawe, zupełnie inny czytelnik też podesłał coś z Wysp. Oddaję głos:
To jak bardzo pierdolnięte są Wyspy, można by pisać tomy. Ostatnio takie coś – zdjęcia niżej – Służba Zdrowia już się nie pierdoli w jakieś gierki, tylko wali prosto z mostu i namawia ludzi do NIEposiadania dzieci. Hmm, najśmieszniejsze jest to, że Anglosasi tak będą robić. Natomiast kolorowi mnożą się na potęgę! Wolne tłumaczenie plakatów: „Czy zamieniłbyś TO na TO?”. Tak na marginesie, jaka grupa ludzi – mowa tu o rasie – najwięcej stoi w kolejce do aborcji? Odpowiedź znasz.
Kamil
Na delikatną osłodę, zdjęcie kibiców ze Wschodu Europy: