LIST CZYTELNIKA: Pokora…, czyli „dla kogo to robię”?
Cześć. „Dziennik odsuwania gałęzi” przeczytany, wobec czego nasunęło się trochę refleksji, którymi chcę się podzielić. Utknął mi w pamięci szczególnie jeden wpis, w głowie pali się lampka, pt. „kurna, też tak mam”. Mianowicie kwestia pokory, schowania ego do kieszeni itp. Zawsze chciałem prowadzić aktywne życie, podróżować, zarażać tym innych. Od niedługiego czasu chciałbym też zarażać wiarą, ale wiem też, że w dzisiejszych czasach trzeba mieć na to sposób, żeby nie usłyszeć krótkiego: „spierdalaj, odjebało ci”. We wrześniu wróciłem z Anglii i postanowiłem, że biorę swoje życie w garść, zmieniam myślenie, ruszam do przodu.
Miałem w głowie dwa, a może i trzy plany: rozwój duchowy, wsparcie dla innych („zacznij w końcu coś od siebie dawać, a nie ciągle brać” – karciłem się) oraz znalezienie sposobu na promowanie aktywnego trybu życia i podróżowania. Ok, plan jest, biorę się do działania.
Zapisałem się na „kurs Alpha” dla początkujących katoli, pierwsze spotkanie, myślę: bingo! – w końcu są ludzie, z którymi mogę rozmawiać o Bogu, zapytać o kwestie, o które wstydzę się zapytać innych i przede wszystkich słuchać, słuchać i jeszcze raz słuchać, bo wiarę mamy jedną, ale każdy przeżywa ją trochę inaczej. Rozwijam się duchowo – odhaczone.
Zapisuję się do Szlachetnej Paczki, jako wolontariusz, myślę – pomogę potrzebującym. Nawiasem mówiąc, nie wiem co z kim i jak postępował ksiądz Stryczek, jedyne co wiem to, że nie ufa się takim źródłom jak Onet. Wobec czego mam wyjebane na te rewelacje, po prostu chcę działać. Cyk – odhaczone.
Tworzę stronę internetową poświęconą aktywności fizycznej i podróżowaniu, początkowo celem jest wrzucenie kilku relacji z ciekawych miejsc w Polsce i w Europie, aby pokazać odbiorcom, jak ciekawie i kreatywnie można spędzić wolny czas po 5-6 dniowej tyrce. Chciałbym przekazywać także treść, że na tą tyrkę nie jesteśmy skazani, że jest w życiu coś więcej niż zapierdalanie na spłatę kredytu. 2 miesiące walki w wolnym czasie od pracy z tworzeniem strony (informatykiem to ja nie jestem, więc trochę się nalampiłem w monitor zanim coś z tego wyszło). Udało się ! – cele spełnione, zajebiście.
No i zaczynamy…
„Ty na pewno chcesz propagować aktywność fizyczną? A nie przypadkiem stać się sławnym, pięknym, bogatym i nie wiadomo jeszcze jakim? Pewnie zaraz się przełamiesz, pokazując swoją buźkę w mediach społecznościowych, zachcesz uznania?”.
W głowie pojawiają się pierwsze pytania podobne do tych, które opisujesz w „Dzienniku…”. Czy na pewno chcę robić to dla ludzi, a nie dla siebie? A nawet jeśli, to kurna, co jest w tym złego, że uda się komuś osiągnąć sukces? Sama żądza sukcesu…?
Pokora… myślę o niej i nie mogę znaleźć odpowiedzi, jak się w niej odnaleźć. Modlitwa, staram się nie ustawać, choć bywa ostatnio gorzej (kolejne pole walki, kolejne podobne przemyślenia z „Dziennikiem”).
Myślę: Idę na Alphę, odnajdę spokój wśród katoli… Wspólna modlitwa na początku spotkania jeszcze bardziej mnie drażni… fuck! Wpieniam się, nie idzie dobrze.
Kolejne spotkanie przynosi sporo rozmów o sobie, każdy pokrótce przedstawia swoją osobę. Gdy grupa dowiaduje się, że siedzę w sporcie, bawię się trochę w trenerkę, pracuję z dziećmi i młodzieżą, rozmowa zmienia się w „100 pytań do”. Cierpliwie odpowiadam, zapraszam też na zajęcia. Wychodzę uśmiechnięty, zadowolony… stop! „Gdzie Ty byłeś i po co”? „Szukałeś Jezusa czy poklasku”? „Gdzie było skupienie, próba rozwoju duchowego”? Kolejne pytania… pokora…
W sumie to „Dziennik” trochę mi pomógł, bo dobrze jest czytać, zwłaszcza w rozterkowych momentach, że te rozterki mam nie tylko ja i nie tylko ja upominam siebie i próbuję wejść na właściwe tory, a pytania wciąż się pojawiają…
Dobra, został projekt Szlachetna Paczka. Mamy przyznane rodziny, wiem co mam robić, muszę umówić się na wywiad, porozmawiać z potrzebującymi, określić jakiej potrzebują pomocy. Wracam z roboty, kładę się, pierwsza myśl: „kurwa, nie chce mi się, po coś Ty się zapisywał do jakiejś paczki?!”. Jestem trochę lepiej przygotowany już na te pytania, kojarzę schematy.
W międzyczasie spotykam znajomą, z którą nie miałem kontaktu 10 lat, pierwsze spotkanie, drugie, trzecie… nie prowadzi do niczego dobrego… Leżę. Leżę i zastanawiam się, czy zły zawsze tak działa? Kiedy udaje Ci się wspiąć po drabince, on próbuję chwycić za kostkę i ściągnąć w dół? Wszystko szło tak dobrze, a nagle spadam. Pokora, modlitwa? Najgorzej od długiego czasu (może nawet od nawrócenia?). Czy pomyślałbym o tym w ten sposób jeszcze niedawno, kiedy byłem daleki od Kościoła? Wątpię… chełpiłbym ego, udając skromnego.
Pojawia się także pytanie, jak katolik ma dążyć do samorozwoju? Nie każdy będzie ascetą, a rozwój jest czymś naturalnym. Odpowiedź już znam: postaw Boga na pierwszym miejscu i nie ustawaj w walce.
„Dziennik” dużo mi dał, a na pewno jeszcze więcej rozkmin niż miałem wcześniej. Przyjemnie się czyta ten gąszcz rozterek, pól walki, na których zawsze możemy być lepsi. Myślę, że dla katolika ta droga pełna gałęzi nigdy do końca nie zostanie zamieciona, każdy ma swoją, na którą spadają nowe… Celem w tym wszystkim jest jednak ciągłe zamiatanie i nie odkładanie „grabek”.
Pozdrawiam i czekam na „DL”24.
Szymon
Komentarz redakcji:
Dzięki za list.
Co do pokory to istotna jest wiedza, że przesadzić można… w obie strony. Albo za bardzo na pokaz, albo niepotrzebnie chowając przed światem łaskę/talent otrzymaną od Boga. Gdyby apostołowie byli tak „pokorni”, że… nikomu by nic nie głosili, to pewnie do dziś bylibyśmy poganami… Pogoń za próżną chwałą trzeba oczywiście „przemadlać”, prosić Pana, by robić to dla niego, a nie dla siebie.
Ogólnie walka duchowa jest ciężka i wyczerpująca. Gdy jest radość i euforia, to wszystko jest dobrze, ale przyjdzie zniechęcenie, jak w tej modlitwie na Alphie, o której piszesz. Momenty próby, gdy masz zawalczyć ze łzami w oczach, jak Jezus w Ogrodzie.
Ważna jest świadomość, że nawrócenie nie jest nam dane raz na zawsze, podobnie jak np. decyzja o trenowaniu, pracowaniu… Stale trzeba mobilizować się od nowa, pozostać czujnym, przetrwać trudny czas.
Kluczowe jest Twoje: Leżę i zastanawiam się, czy zły zawsze tak działa? Kiedy udaje Ci się wspiąć po drabince, on próbuję chwycić za kostkę i ściągnąć w dół? Owszem, Kościół naucza, że właśnie tak działa…
Pozdrawiam wszystkich uczciwie walczących w Chrystusie! Nie jesteście sami!
ŁG
PS: „Dziennik odsuwania gałęzi” dostaniesz w prezencie od rapera CR jeśli będziesz jedną z pierwszych osób, która kupi jego płytę (koncert „Ku niepodległej” jak wiecie nie odbył się…). Ja również mam jeszcze trochę sztuk, więc piszcie…