WYWIAD: Bartek Krakowiak dla „Drogi Legionisty”! WPW!

Od kiedy ujrzałem go na telebimie podczas meczu Legii w Warszawie wiedziałem, że muszę zapoznać się z jego historią. Bartek Krakowiak, chłopak z warszawskiej ulicy (dokładnie z Mokotowa), który nawrócił się i odbył pieszą pielgrzymkę do miejsca objawień maryjnych – Medjugorie, a potem wydał o tym (i o szerszym kontekście swojej historii…) książkę-pamiętnik, którą recenzowałem już na „DL” (tu: http://drogalegionisty.pl/?p=11134209). Postanowiłem zamienić z nim parę słów, stwierdzając jednak, że opowieść Bartka jest na tyle dostępna (facebook, YouTube), że nie będziemy jej opowiadać od nowa, ot – zobaczymy, co dziś słychać u autora „Z buta do Maryi”. Jeśli recenzja nie przekonała Cię do lektury, to może nasza krótka rozmowa? Bartek chce wykorzystywać talenty, które otrzymał, a jednym z nich jest bycie… zwykłym typem z bloków i dzięki temu trafia on do ludzi ulicy. Może do Ciebie też trafi…? Jeśli nie dasz szansy to się nie przekonasz.

DL: Czym dla Ciebie jest Legia?

BK: Wychowując się na Mokotowie nie było opcji żeby nie wiedzieć czym jest warszawska Legia. Niestety nie miałem możliwości chodzić sam na mecze, bo byłem dzieckiem, a mój ojciec nigdy nie zabrał mnie na Łazienkowską. Gdy dorastałem sam zacząłem jeździć na stadion, niestety mając około 12 lat wyprowadziłem się z Warszawy przez rozwód rodziców i wróciłem z powrotem po sześciu latach.

Zawsze byłem dumny z tego, że jestem kibicem Legii, nawet jakiś czas temu zostałem prawie pobity za to, że noszę koszulkę z (L) na sercu w mieście gdzie nie powinienem jej nosić, he he.

Dla mnie bycie Legionistą to duma. Kocham swoje miasto i ten klub.

DL: Twoja pielgrzymka do Medjugorie opisana jest dokładnie w książce „Z buta do Maryi”. Mnie interesuje jak potoczyły się Twoje losy po niej. Z perspektywy czasu… jak oceniasz owoce tej specyficznej wycieczki?

BK: Gdy cofam się myślami półtora roku wstecz, czyli do momentu wyjścia z domu do Medjugorie widzę człowieka, który oprócz depresji nie miał totalnie nic. Ja nie miałem nawet marzeń!

Wiem jak to zabrzmi, ale od powrotu z Medjugorie zmieniło się totalnie wszystko, nigdy bym nie pomyślał, że będę w takim miejscu, to niesamowite. Nie umiem odpowiedzieć Ci na to pytanie, po prostu moje życie zmieniło się TOTALNIE.

DL: Dziś jesteś nawróconym człowiekiem, mężem. Często tęsknisz za grzechem, za złą stroną ulicy…?

BK: Nie tęsknię ponieważ wiem jak wygląda życie na ulicy. Nie żałuję mojego poprzedniego życia, bo dzięki temu co przeszedłem dziś jestem tu gdzie jestem i mogę pomagać tak samo pogubionym ludziom dzięki moim doświadczeniom.

Oczywiście, że ciągnie mnie do złych zachowań, często tęsknię do ulicznego życia myśląc o rzeczach przyjemnych, które również w tym życiu były, ale to jak żyje teraz jest o niebo lepsze niż to jak żyłem. Mam wspaniałą żonę, czekamy na narodziny naszego dziecka, prowadzę projekt profilaktyczny, z którym jeździmy wraz z kolegami po więzieniach, poprawczakach i szkołach, dając ludziom nadzieję.

To co przeszedłem było lekcją życia, jestem codzienne wystawiany na różnego rodzaju próby i kuszony, by wrócić do dawnego życia, ale tamto życie nie jest warte powrotu stąd, gdzie jestem teraz…

DL: Napisałeś niedawno, że zdałeś sobie sprawę z tego, że zawsze byłeś samotnym człowiekiem i nie potrafisz na dłuższą metę żyć wśród ludzi. W jaki sposób to odkryłeś, co takiego się dzieje, że wolisz być sam?

BK: Zawsze czułem się lepiej gdy byłem sam, może dlatego moja podróż do Medjugorie była dla mnie tak wyjątkowa, bo nie było praktycznie nikogo obok mnie i to mnie cieszyło!

Przez ostatnie trzy miesiące jeździłem z chłopakami w projekcie profilaktycznym „Przepis na Sukces” i podczas tych wydarzeń zdałem sobie sprawę z tego ile mam do przepracowania w kwestii relacji i komunikacji z ludźmi. Cały czas porównuję się do kogoś, czuję się gorszy (ten nie potrzebny). Mimo, że mam czarno na białym dowody na to, że moja praca włożona w projekt robi robotę, pomaga ludziom itd., to cały czas czuję, że jestem gorszy. Przez to jestem wycofany, nie udzielam się zbyt często.

DL: Gdzie doszukujesz się źródła takich uczuć?

BK: Od najmłodszych lat byłem ośmieszany przez mojego ojca. Słyszałem, że do niczego się nie nadaję itd. To wpłynęło na moją samoocenę. Chodząc do szkoły czułem się gorszy od rówieśników, wstydziłem się siebie, dzieciaki się ze mnie śmiały, że jestem gorzej ubarny, lub nie mam fajnych rzeczy, a ja czasami z kolegami stałem pod sklepem i zbierałem na bułki, więc jedynie mogłem pomarzyć o markowych ubraniach.

Mógłbym podać wiele przykładów, które mają wpływ na to, że lepiej czuje się, gdy jestem sam niż z ludźmi, ale to bez sensu. Pracuję nad tym by nie czuć się gorszym od innych i mam nadzieję, że już niedługo będę mógł cieszyć się przebywaniem z innymi.

DL: Jak sam wspomniałeś, jeździsz z projektem profilaktycznym. Jaki jest według Ciebie główny powód cierpienia i zagubienia tych wszystkich młodych ludzi?

BK: Taki jak u mnie. Z tego co udało mi się zauważyć, nie tylko w czasie projektu, ale już za życia na ulicy to fakt, że największą rolę w naszym życiu odgrywają rodzice. Jeżeli młody człowiek w domu doświadcza przemocy, alkoholizmu, braku szacunku itd., na 99% wyląduje w tym samym miejscu, w którym kilka lat temu byłem ja.

Jeżeli rodzic nie będzie okazywał miłości dziecku, nie przekaże mu dobrych wartości to dziecko zacznie tej akceptacji i wzorców szukać na ulicy, a tam niestety nie nauczy się niczego innego niż w domu. Patologia rodzi patologie.

DL: I jak takim ludziom przedstawiacie Prawdę o Jezusie Chrystusie i jego Dobrej Nowinie? Zapewne nie są zbyt otwarci po tym, co przeżyli…

BK: Wszystko zależy od tego, co ludzie chcą osiągnąć w swoim życiu. Na pewno mamy o wiele więcej możliwości niż psycholog, terapeuta, policjant, czy nauczyciel, ponieważ jesteśmy zwykłymi chłopakami z ulicy, którzy byli w tych samych miejscach co ludzie, do których mówimy. Nie czytamy im z książki, nie udajemy mędrców i nie moralizujemy. Po prostu naszym świadectwem pokazujemy jak żyliśmy i jak żyjemy teraz – po tym, gdy poznaliśmy Jezusa.

Dostajemy mnóstwo podziękowań, miłych słów, stwierdzeń, że jeszcze nigdy nie było w zakładzie karnym lub szkole takiego projektu. Ale dla nas najlepszą nagrodą za to co robimy jest moment, gdy ktoś na koniec podejdzie, poda rękę, opowie o swoich problemach.

Nie zależy nam, a na pewno nie zależy mi na tym, by dostawać propsy od wychowawców, czy nauczycieli, zależy mi na tym by uczniowie, lub osadzeni podeszli i powiedzieli z czym mają problem. Właśnie po to do nich jadę, by z nimi rozmawiać.

DL: Ja myślę, że jednym ze sposobów nawracania młodych ludzi jest obecność Boga w ulicznej kulturze, na przykład na stadionie, czy w muzyce. Sam wyruszyłeś do Maryi po inspiracji kawałkiem Tau. Powiedz coś więcej o tym jak to było i kim jest dla Ciebie Piotrek. 

BK: Jako nawrócony człowiek wiem o tym, że Bóg działa przez człowieka. Właśnie tak było w momencie, gdy chciałem odebrać sobie życie, a kilka minut przed tym Piotrek dodał kawałek „Jestem z Tobą” – to uratowało mnie przed samobójstwem.

Jednakże muszę sprostować Twoje pytanie, ponieważ Piotrek nie miał nic wspólnego z moim wyjściem do Medjugorie. Jego kawałek uratował mi życie, ale przez następne dwa miesiące żyłem jak totalny śmieć. Bóg przemówił do mnie osobiście abym wyruszył w drogę, nie wykorzystał do tego żadnego człowieka, po prostu usłyszałem w głowie hasło Medjugorie i poczułem, że mam tam iść.

DL: Kim dla Ciebie jako faceta jest Maryja? Dlaczego akurat Ona zajmuje szczególne miejsce w Twojej wierze?

BK: W mojej wierze szczególne miejsce zajmuje Jezus. To On wisząc na krzyżu rzekł „Matko oto syn twój, synu oto matka twoja”. Powiedział to do jednego z apostołów, a że każdy z nas jest powołany do bycia apostołem to również jesteśmy powołani do tego, by Maryję traktować jako matkę.

Podczas drogi do Medjugorie miałem wrażenie, że Bóg jest obok mnie fizycznie, wiem jak to brzmi, ale tak było. Tak samo miałem z Maryją, czułem jej obecność, więc nikt mi nie wmówi, że Maryja nie została wywyższona przez Boga.

O wiele łatwiej jest mi rozmawiać z Jezusem, czuć się przez Niego zrozumianym, pewnie z racji tego, że jest facetem. Maryję traktuję jako drugą matkę, a wiadomo, że facet z mamą nie pogada o wszystkim tak jak z kolegą…

DL: Po tym jak doszedłeś z buta do Bośni i wydałeś o tym książkę stałeś się kojarzony tu i ówdzie. Teraz ten projekt profilaktyczny. A jakie plany na przyszłość jeśli chodzi o, hm, działalność publiczną?

BK: Wszystko zostawiam w rękach Boga, pójdę gdzie mnie zaprowadzi. Nie planowałem wyjścia do Medjugorie, nie planowałem tego co jest teraz i nie planuję nic na przyszłość. Moim celem jest być wspaniałym mężem, ojcem i pomagać ludziom. Chcę zbliżać innych do Boga i czuję do tego powołanie. Chcę wykorzystywać talenty, które otrzymałem, a jednym z nich jest bycie zwykłym typem z bloków i dzięki temu trafiam do ludzi ulicy. To wspaniały dar, ponieważ środowisko, w którym dorastałem jest naprawdę daleko od Boga…

DL: Tego Tobie i… blokom życzę. Amen.

rozmawiał: ŁG

(marzec 2019)