29.03.19 Szcheiss St. Pauli 0-0 MSV Duisburg (2.Bundesliga). Część 2.

Piątek 29 marca, start meczu 2.Bundesligi o godzinie 18:30, kilka godzin przed pojawiam się na słynnej dzielnicy Hamburga, St. Pauli. St. Pauli to, niestety, Święty Piotr i od tego wzięła nazwę dzielnica, a dziś jak wiadomo święci tam nie są pod żadnym względem. Pisałem o nich w swoich zinach nie raz (oczywiście w klimacie GNLS), raz byłem na ich meczu wyjazdowym przeciwko Dynamo Drezno (w tym sezonie, podobnie jak MSV, walczą oni o utrzymanie w 2.Bundeslidze), przyszedł czas na zwiedzenie najbardziej kojarzonego z lewactwem terenu. Słysząc o rozpuście się tam panoszącej oraz zbokach wszelkiej maści myślałem o jakimś aviomarinie (dimenhydrynacie), ale zwykła reklamówka w kiermanie musiała wystarczyć, zresztą…, czy jeden rzyg zrobi im różnicę na melinie? Jadę! Przeciwnik St. Pauli? MSV Duisburg, jak prawie każdy w Niemczech posiadający swoich ultrasów (obok graby z piłkarzami z meczu, który relacjonuję). Jechałem na pałę (hm, może nie jest to zbyt dobre określenie w przypadku dzielnicy St. Pauli…), bez biletu, ale liczyłem na to, że po dwóch porażkach gospodarzy 0:4 (niestety w niedzielę też tego doświadczyłem jako Legionista…) z rzędu uda mi się coś kupić na miejscu. Niestety HSV tego weekendu grał na wyjeździe (w Bochum, gdzie również zremisował bezbramkowo), a więc lewactwo było jedyną piłkarską opcją w Hamburgu. MSV Duisburg wywiesił kiedyś transparent „Zebras (ich przydomek) Gegen Antifa”, a zatem była nadzieja…

FOTKA Z INNEGO MECZU! MSV przeciwko antifie…

Duisburg znajdował się przed tym meczem w strefie spadkowej, ale nadal miał dużą szansę na utrzymanie się w 2.Bundeslidze (2 punkty straty do bezpiecznej pozycji), więc każdy mecz gra o coś. St. Pauli, mimo porażek, zajmowało wysokie czwarte miejsce z 4 punktami do Unionu Berlin, który znajduje się tuż nad nimi, w strefie barażowej do awansu. Jeśli obie ekipy podejdą poważnie do swych celów, na boisku nie musiało wcale być nudno… – myślałem, ale najważniejsze i tak były inne obserwacje, zmierzenie się nacjonalisty (którym jestem) z legendą jego wrogów i stereotypem St. Pauli. Bo i czemu by nie?

O kibicach gości profil facebookowy polskiego FC St. Pauli pisał przed tym meczem, że wśród kibiców Zebr (piłkarze MSV grają w biało-niebieskich poziomych pasach) znaczącą grupę stanowią tacy, z którymi naszym kibicom jest bardzo nie po drodze. Później nieco szerzej wyjaśnili sytuację: Przy okazji jutrzejszego spotkania warto wspomnieć o sytuacji wśród kibiców MSV Duisburg. Mimo, że ekipa „Division Duisburg” została oficjalnie rozwiązana w 2015 roku, po tym jak została uznana za organizację o charakterze przestępczym, to jednak wielu chuliganów z Duisburga w dalszym ciągu się z nią identyfikuje. „Division” „zasłynęła” z tego, że własnie w 2015 roku przed meczem pucharowym przeciwko Rot-Weiss Essen zaatakowali oni ultrasów własnego klubu znanych jako „Kohorta”. Wcześniej członkowie „Kohorty” dawali wyraz swojej lewicowej i tolerancyjnej postawie co nie podobało się ekipie „Division”, i która domagała się „apolityczności” na trybunach w Duisburgu. Oczywiście to ta sama „apolityczność”, o której mówi wielu otwarcie rasistowskich czy faszyzujacych kibiców nie tylko z Niemiec. Zresztą podobne incydenty zdarzały się już wcześniej. W październiku 2013 po meczu z 1. FC Saarbrücken prawicowi ekstremiści brutalnie pobili członków „Kohorty”. W styczniu 2012 roku napadnięto na jeden z klubów w Duisburgu, w którym wspólnie bawili się fani MSV i… St. Pauli. Napastnicy mieli symbole, którymi posługiwała się „Division”. W ataku uczestniczyli również neonaziści z „Toastbrot Duisburg”, „Neudorfer Aktionsfront” oraz „Nationaler Widerstand Duisburg”. Kilka osób zostało rannych. Zdarzały się także otwarcie antysemickie i rasistowskie okrzyki podczas meczów i po nich np. w Halle na spotkaniu pucharowym. Po rozwiązaniu „Division” wielu jej członków przeniknęło w struktury PEGIDY. Oczywiste jest to, że wyroki sądowe, które doprowadziły do rozwiązania „Division Duisburg” nie rozwiązały problemu skrajnie prawicowej postawy niektórych fanów Zebr. Pewne jest też to, że kibice St. Pauli nie będą nigdy tolerować takich postaw i na pewno nie dadzą sobie dmuchać w kaszę, zwłaszcza na własnym terenie. Ot, typowo szwabskie klimaty, o których jeszcze opowiem…

INNY MECZ MSV – chłopaki z Division Duisburg
I jakieś foto ich ultrasów spoza stadionu

Uzbrojony w taką wiedzę i związane z nią nadzieje wyruszam samochodem w środku nocy. Dzień wcześniej próbowałem kupić bilet internetowo, przez mój kontakt w Hamburgu, ale się nie udało – przez internet zostały wejściówki tylko po ponad 200 zł (1% stadionu, jak powiedział kontakt), co jakoś nie pasowało mi do klimatu St.Pauli. Postanowiłem pokręcić się pod stadionem i – jak się okazało – intuicja mnie nie zawiodła…

Sam Hamburg jest ładnym miastem, pełnym nie tylko linii metra, ale także drzew, które wyjątkowo rzucały mi się w oczy po szarej zimie. Chciało się żyć, Hamburg jest zielony. Niestety także ciapaty… Nie chcę pisać truizmów, że to wielkie miasto pełne jest imigrantów, a w metrze każdy jest z innej bajki, co w ludziach z naszych stron budzi pewien niepokój i obawę. Mimo wszystko jest jakoś przyjemniej niż w Berlinie, a przynajmniej ja czułem się odrobinę lepiej, mimo, iż to dla mnie i tak tylko pozostałości po Europie jaką kocham. Co z tego, że ludzie są serdeczni, a kierowcy jeżdżą przepisowo i kulturalnie (to akurat plusy – nigdy nie ma samych minusów…), skoro Niemcy zaprzedali swą tożsamość? Nie mogę rozmawiać o „miłych ludziach”, gdy w tle mam multi-kulti i gender-edukację w szkołach. Nie daję się nabrać na „kolorowy Zachód”, mimo że stwarza pozory pokoju, a konkretnie Hamburg jest bardzo czysty jak na metropolię. 

Port bardzo ładny, a kawa w okolicy w znośnych cenach. Centrum też przyjemne, tym bardziej we wspomnianym kontekście berlińskim. Na słupach standardowa „wojna vlepkowa”, ale więcej widziałem osób w barwach St. Pauli (charakterystyczna czacha, abstrachując od lewactwa, fajnie to wygląda – klimatycznie). Szybko udałem się metrem na dzielnicę St. Pauli (linia U3), by zdobyć bilet na mecz.

St. Pauli to znana hamburska dzielnica położona przy porcie nad Łabą. Jako, że do tego portu dobijało wiele statków z różnych stron, stała się ona symbolem rozrywki, ale i otwartości, którą tak podkreślają na St. Pauli. Krótko mówiąc – imigranci, punki, dziwki, sex shopy i kluby, ulice na których dziewictwo stracili m.in. słynni muzycy z The Beatles, heh. Na szczęście nie musiałem sobie zbytnio psuć oczu, po wyjściu z metra od razu ukazało się słynne wesołe miasteczko leżące tuż obok stadionu Millerntor, oznaczającego bramę! Na miasteczku są nie tylko karuzele. Już w okolicach 15:00 pije tam wielu kibiców, głównie gospodarzy, ale jak to w Niemczech przewijają się też pikniki z Duisburga, co jest widokiem dość żałosnym. Podobnie jak sprzedawanie szalików gości pod nosem gospodarzy… Masowy „dzień meczowy” na wielki plus, ale już tolerancja na minus, to samo zaobserwowałem przecież w Berlinie i Dreźnie.

Szybko zmierzam w kierunku kas, by najpierw zdobyć bilet. Byłem zaniepokojony, bo już na wyjściu z metra stali kolesie z kartonami, na których wyrażali chęć kupna biletu, tyle że było napisane również „GG”, mogło chodzić o trybunę Gegengerade (i najpewniej tak było). W okolicach stadionu masa podobnych ludzi z kartonami o bilet, a zero koników (w książce o St. Pauli wyczytałem, że ich tam gonią w swoim proteście przeciwko komercji, ale czy to 100% prawda?). Moje nadzieje spadają niemal do zera, już sobie mówiłem – trudno, zwiedzę w takim razie ich kluby (te dla kiboli :-) i sklepy (też te dla kiboli :-).

Nagle ukazała się kasa i kolejka do niej! Ustawiłem się… Spytałem o bilet, pani mówi po angielsku, że… są tylko na sektor gości, ale trzeba iść pod ich trybunę. Przyzwyczajony do polskich warunków nie bardzo w to wierzę, ale idę na Steh Nord. Szczerze mówiąc bardziej pasowało mi oglądanie meczu z gośćmi, z wiadomych względów, jednak szczerze mówiąc nie brałem podobnej możliwości pod uwagę.

Dochodzę pod bramę, a tam kilkudziesięciu pikników MSV w barwach, jakichś dwóch pazi informuje mnie, że zaraz będą „tu – w baraku” bilety do kupienia! Ja pierdolę, ale jaja… Takie to… normalne, że aż zabawne. Idę z kibicami z Duisburga, nikt mnie o nic nie pyta, ustawiam się w krótkiej kolejce i po 5 minutach kupuję za śmieszne 12 euro bilet w kasie! Okienko, kratka, dwójka sprzedających, zero dowodów i innych głupot! 

Była 17:00, a ja stałem pod stadionem z biletem na sektor gości w ręku. Biletem na mecz z – jak się okazało – kompletem publiczności. Niemal od razu rozpoczęli wpuszczanie, wszystko szybko i kulturalnie. Żaden z kibiców MSV nie podbił do mnie ani razu z pytaniem „kim ja w ogóle jestem”…

Bilet i kupiony pod stadionem magazyn „45”…

Wiadomo czemu nie może tak być w Polsce – ktoś kto by kupił bilet na sektor gości, prawdopodobnie dostałby tam w ryj! Żeby było jasne, jako turysta wolę opcję niemiecką, jako ultras – wolę jednak, gdy kibice gości muszą na siebie uważać…

Zjadłem coś, wypiłem i obserwując wszystko i wszystkich czekałem na mecz…

CDN…

ŁG