LIST CZYTELNIKA: Korespondencja z lewej strony ulicy…
Piszą do mnie różne osoby, nie za często, ale za to z konkretnym bagażem doświadczeń. Cenię to sobie i to mi daje część sensu twórczości, bo mimo, że nie ma fejmu jak „Stadionowi Oprawcy” to wiem, że niesie za sobą coś więcej. Co ciekawe, piszą do mnie nie tylko nacjonaliści, ale także osoby z drugiej strony barykady. Oczywiście większość maili nie nadawała się nawet do odpisania (i zlewałem je), ale z jednym gościem z left side sobie koresponduję, bo po pierwsze mimo oczywistych różnic potrafimy dyskutować na jakimś tam poziomie i rozumiemy, że w internecie się nic nie rozgrywa. Spytałem o pozwolenie i jeden z liścików, a przynajmniej jego część Wam dzisiaj zaprezentuję, poczytajcie, pokmińcie, bo te sprawy wydają się być ponad podziałami. Co pozwala mi na publikację listu z lewej strony ulicy? To, co sądzę, że sam mam – uczciwość. Uczciwość względem siebie, swojego narodu i swojej własnej strony ideologicznej. Po prostu widzę też ciemne strony, a mój czytelnik z lewej strony też je u swoich widzi. No i można gadać… (oczywiście bez kretyńskiego dania się podpuścić i bez jakichkolwiek szczegółów). Zapraszam. Jeśli ktoś myśli, że niebezpieczne jest w ogóle wspominać o drugiej stronie barykady, ten czuje się najwidoczniej bardzo niepewny swojego… A ktoś kto nie widzi ciemnych stron, nigdy nie zmieni siebie, klimatów i kraju na lepsze…
List:
(…) Co do lewicowych pogladów… Kiedyś dla mnie to była tylko subkultura. Po prostu zawsze lubiłem przemoc i lubiłem być outsiderem. Najpierw kibicowałem klubowi, który był mocno zwalczany w mojej mieścinie, była nas dosłownie grupka. Później poznałem scenę HC i antifę. Podobało mi się to wręcz powszechne znienawidzenie i potępienie tych środowisk w naszym kraju.
Dla mnie bycie świadomym lewakiem to troska o innych, środowisko i otaczającą nas rzeczywistość. Tutaj przykład takich pozytywnych działań:
Protesty jakie wynikły po zawaleniu się budynku mieszkalnego i śmierci kilku osób w centrum Marsylii. Gentryfikacja to problem, który dotyka wiele dużych metropolii. Ludzie, którzy mieszkają na danym obszarze od pokoleń stają się problemem, szkodnikami, przeciwko którym władze miasta i deweloperzy stosują wszelkie możliwe środki. Brak inwestycji w utrzymanie tego budynku był jednym z nich. Ci ludzie zginęli, bo ich życie jest mniej warte niż zysk. Lewakom udało się zmobilizować mieszkańców ze wszystkich grup etnicznych i religijnych. W takich okolicznościach rodzi się pozytywny ruch społeczny.
Co do jasnej strony nacjonalizmu, to w ogóle taka istnieje? Przykładów historycznych można podać dużo: naziści, ustasze, banderowcy, rwanda. Do tego zawsze prowadzi ideologia, nie wybielam tutaj lewicy, bo to ona doprowadziła do największej katastrofy humanitarnej XX-wieku i śmierci milionów ludzi.
Powątpiewam, czy anarchizm, gdyby zwyciężył, byłby lepszy od komunizmu. Mieliśmy już przykład w Hiszpanii. Tam gdzie anarchiści wprowadzali swe porządki: dla kleru i prawicowców czekała śmierć. Podobnie gorzkie przemyślenia mam na temat naszej ulicznej subkultury…
Podczas wielu lat walki, z przykładów kurestwa i zezwierzęcenia (obu obozów!) mógłbym napisać książkę. Wszystko można usprawiedliwić jeżeli służy w eliminacji wroga. Znam wielu chłopaków, którzy przez te zabawy potracili zdrowie, albo dostali wyroki. I niekoniecznie za sprawy polityczne! Wielu starych punków skończyło z wyrokami za włamy, dziesiony itp. Czołowe grupy antify, czy nazioli działające na stadionach Europy zajęły się handlem narkotykami. I to nie jest żaden farmazon wymyślony przez media tylko realność, którą poznałem od podszewki. Może np. nie dotyczy to Ultras Sankt Pauli, bo oni korzystają na tym, że Sankt Pauli samo stało się rodzajem komercyjnej marki, stąd wiele jest możliwości finansowania. Gdzie indziej wygląda to jednak inaczej. Np. w pewnym wschodnioniemieckim mieście miejscowa antifa to kibice, którzy ostatnio sporo zyskali na mieście wspierani przez innych ultrasów, innych wschodnioniemieckich lewaków i Partizan Mińsk. Ci goście w praktyce działają jak zorganizowany gang: dilerka, dziesiony, chuliganka to ich modus operandi. Druga strona jest taka sama. Ciężko stwierdzić, by komuś to przynosiło coś pozytywnego.
Nie mam wygórowanych marzeń. Mieć swój dom, oczywiście nie taki z cegły. Chodzi mi o stworzenie normalnej rodziny, której nigdy nie miałem. Subkultura w wielu aspektach trochę to utrudnia, a ciężko z niej wyjść. Najgorsze jest uzależnienie od przemocy. Najlepszy narkotyk, który znam, a próbowałem wielu. Pamiętam konkretne lewackie zamieszki w Pradze parę dobrych lat temu. Chociaż powody, dla których protestowaliśmy były słuszne, mnie one nie interesowały, to był tylko pretekst. Nie da się z niczym porównać tej ekscytacji, czy rozkoszy. Chciałbym do tego wracać wciąż i wciąż, ale to droga ku autodestrukcji. Uwielbiam nasze środowisko, ulice, stadiony, ziny i koncerty… klimat podziemia, ale czy nie staliśmy się częściowo tym, z czym walczymy?
Tak btw., akurat ostatnio widziałem jakiś dokument o Dessi Noonanie, jednym z czołowych liderów antify. Facet założył AFE w Manchestrze w latach 80-tych i miał spory wpływ na poglądy kibiców Manchesteru United. Mam gdzieś nawet starego zina, gdzie jest z nim wywiad. Później jego kariera potoczyła się inaczej, dystrybucja narkotyków na ogromną skalę i dziesiątki morderstw: https://en.wikipedia.org/wiki/Desmond_Noonan#Politics. Umarł tak jak żył:
Schemat zazwyczaj jest ten sam…, gdy budzisz się w średnim wieku bez wykształcenia, pracy, za to z bogatą kartoteką. Nie masz nic prócz grupy oddanych ludzi, z którymi możesz zrobić wszystko…
Anonim
Od redakcji:
Co do jasnej strony nacjonalizmu to sam staram się taką robić, angażując kolejne dzieciaki w sport poprzez Wracamy Po Was, wielu innych także robi tego typu akcje (wspiera rodaków) i to cały czas… Kościół, kibice i prawa strona ma dziś w Polsce na pewno wiele więcej działalności dla ludzi niż lewica… CasaPound Italia przyjmuje rodziny na squaty, sam spałem w jednym takim (w Rzymie), a obok nas – nacjonalistów, były tam normalne rodziny wyrzucone na bruk przez System, których nacjonaliści przygarnęli. W tą stronę idzie nowoczesny nacjonalizm, fakt faktem raczkujący, ale jest. Działalność dla ludzi to jest coś, co nas nacjonalistów inspiruje u anarchistów i to od Was przejmujemy. Paradoksalnie… nie przez jakieś walki, a przez to macie na drugą stronę barykady dobry wpływ, he he. Ile osób z obu stron przyzna, że tak jest? Prawdziwi nacjonaliści są zainteresowani głównie swoim narodem i rodakami, stąd nasza chęć do pracy społecznej. Dla wielu zaś to tylko symbole i subkultura… Standard.
Przykłady nacjonalistów też podałeś po części… lewicowe, jak np. naziści, moim zdaniem, gdy nacjonalizm przyszłości będzie połączony z wiarą chrześcijańską wraz z korzystaniem z sakramentów (a więc uczciwym życiem duchowym), do pomysłu w stylu czystek etnicznych nie dojdzie (dziś każdy katolik ma dostęp do Ewangelii i potrafi czytać, więc powinien więcej rozumieć niż chrześcijanin wieki temu…).
Co do spraw narkotyków to warto sobie przypomnieć ideały może nie tyle związane z nacjonalizmem, bo myślę, że u samych AN jest czysto w kwestii narkotyków (a poznałem trzon, który to rodził w Polsce, niemal wszyscy szliśmy w stronę sXe), ale te związane z innymi barwami, które powinny być głównym powodem walki…
Życie jest pokręcone, a nasze historie popierdolone, wiem to, ale nie każda refleksja jest zniewieściała… Mamy swój rozum, ale dopuszczajmy do niego tych, którzy życzą nam dobrze i nie mam na myśli skurwiałej policji jak w przypadku Haniora, czy Miśka w koronach… Można się zreflektować w pewnych tematach, ale pozostać w porządku (A.C.A.B.), dlatego może w Twoich oczach czytelniku jestem jaki jestem, ale przynajmniej patrzę w lustro. Tyle.
Do reszty listu nie trzeba nic dodawać…
ŁG
PS: Jeszcze taka muzyczna rozkmina z warszawskiego podziemia. Przełużcie to sobie na własne doświadczenia i inne tematy, chłopaki…