28.10.19 „Modlitwa uwolnienia 1” (Neal Lozano, książka, wyd.6/2015).

Ostatnio na rzecz powrotu do tematów subkulturowych (tu i na papierze) nie wrzucałem wielu recenzji z dziedziny duchowości, co pragnę teraz chociaż trochę nadrobić, 0:7 zgłoś się! Co ostatnio czytałem? Między innymi „Modlitwę uwolnienia” (część 1) Neala Lozano, amerykańskiego charyzmatyka, co kojarzy się średnio, ale akurat ten autor jest znośny – przynajmniej po tej lekturze. Jest to licząca 184 strony książeczka, za którą dałem w księgarni tylko 16 zł, a którą to… otrzymałem jako pokutę na jednej ze spowiedzi. Miała mi pomóc w walce, dać narzędzia, a polecił ją ksiądz jezuita. Bo wiecie jak to jest, jako grzesznicy miewamy lepsze i gorsze okresy, ale finalnie nie można się rozsypać…, także walczcie, walczcie, słuchając mądrzejszych niż niżej podpisany i kolekcjonując narzędzia, takie jak przedmiot recenzji.

„Modlitwa uwolnienia” to jedna z instrukcji obsługi co musisz zrobić, aby zacząć na serio żyć z Bogiem, według naszej wiary noszonej na garderobie, wykrzykiwanej oraz eksponowanej na flagach. Jest to książeczka o radykalnej walce z grzechem i o sposobach prowadzenia tej walki, bo o to chodziło Jezusowi Chrystusowi, dopiero później możemy mówić o religii w kontekście państwa, narodu, szkoły (edukacji).

Nie spodziewajcie się jednak „instrukcji-cud”, która podobnie jak „tabletka-cud” nie spowoduje, że osiągniecie efekty bez pracy. W przypadku sfery duchowej – bez otwarcia serca, bez woli zmiany.

Przecież wszystko dzieje się wewnątrz, nie możemy zatem mieć pretensji, że paskudnie żyjemy skoro stwierdziliśmy wewnątrz, że „tacy po prostu jesteśmy” i niczego nie da się z tym zrobić. Otóż da się, ale musimy być wojownikami także w tej strefie i przyjąć nową tożsamość, tożsamość osoby wierzącej w Jezusa Chrystusa, co złączone jest z pogrzebaniem „starego człowieka” tkwiącego we mnie, a to z kolei jest niekiedy wyzwaniem na całe życie – tym bardziej, gdy ma się taką historię jak ja, czy Ty, ale nie oszukujmy się – są od nas większe hardcory, którym udało się zmienić, bo pokochali Boga, poznali prawdziwe znaczenie słowa miłość.

Gdy przegrywasz, bo po prostu nie starasz się – jesteś i pozostaniesz słaby. Zaś po każdej wygranej walce, nawet małej, wzrastasz w cnotach. Po każdym przetrwanym sztormie, jesteś silniejszy, ale najpierw musisz go przetrwać, pokazać, że chcesz być wierny. Zwycięstwo nigdy nie przychodzi zbyt łatwo…

Neal Lozano prowadzi nas rozdział po rozdziale w tej walce, ale nie jest to lektura jak „Harry Potter”, trzeba ją przepracować, przemodlić, przemyśleć. Postanawiać podczas niej, spowiadać się, chcieć walczyć. Nie jest to lektura na kibelek, a więc polecam takim, którzy szukają sposobu jak walczyć…

Może użyjesz jej w nadchodzące roraty, przygotowując się do świąt Bożego Narodzenia?

ŁG