28.10.19 „Quentin Tarantino – rozmowy” (książka, G. Peary, 2013).

Lata 90te, wchodzisz do wypożyczalni kaset VHS i między półkami wybierasz coś na leniwy niedzielny wieczór (bez internetu). Dziesiątki razy przewijane i zajeżdżane sceny z kina akcji. Stare czasy, stare nośniki. Właśnie z takich czasów narodził się fanatyk kina Quentin Tarantino, który zanim stał się ikoną i na tym zarobił, pracował właśnie w wypożyczalni kaset i był w niej tym gościem za ladą, z którym mogłeś długo rozmawiać o jego pracy i o polecanych filmach. Zna wszystko, dlatego w jego produkcjach jest tyle nawiązań do starych klasyków. Mam Ci mówić jakie dzieła stworzył? Czego jesteś fanem…, jakiego z filmów, które mają ten „tarantinowski styl”, a jednocześnie są tak inne i oryginalne? „Kill Bill”? „Pulp Fiction”? „Od zmierzchu do świtu”? „Bękarty Wojny”? „Nienawistna ósemka”? Te i wszystkie inne to długo wyczekiwane hity, dzieła sztuki, bowiem Tarantino podchodzi do filmu właśnie jak do sztuki. Gerald Peary zebrał i wydał w 2013 roku wywiady z Quentinem, a ja polowałem na recenzowaną lekturę już od dawna…

Przeczytałem przy bananowej sziszy.

Na szacunek zasługuje sam sposób w jakim Tarantino mówi o filmach. Nie tylko dla kasy, mimo że to kino rozrywkowe – wbrew krytykom, którzy już od „Wściekłych psów” (debiut) wytykali mu dziecinadę i tandetną przemoc. Jak to w wyrazistych dziełach – ilu krytyków tylu (albo jeszcze więcej) było fanatyków, aż Quentin stał się postacią kultową.

„Rozmowy…” to właśnie starsze i nowsze rozkminy o sztuce filmowej, o inspiracjach i o całej tej głębi, która potrafi być ukryta nawet w kinie akcji! 

„Bękartom Wojny” i rasowym rozkminkom w „poprawnym kierunku” nie mamy co się dziwić, bo w żyłach Quentina płynie nieco indiańskiej krwi. Z automatu zatem będzie brzydził się on jakąkolwiek czystością rasową i często walczył z nią na ekranie (m.in. „Django”). Brad jako Żyd-partyzant biega zatem po lesie i wycina nazistów, a my bawimy się przy tym – o dziwo – bardzo dobrze, mimo że Tarantino to typowy Amerykanin, który dziwi się, że fast foodowej popkultury nie ma w takiej skali nigdzie indziej na świecie. A propos „Bękartów” – Quentin często wspomina o tym, że w okupowanej przez nazistów Francji (murzyn z filmu) czarnoskórzy mieli więcej praw niż w tym czasie w… walczącym z nazistami USA! Paradoks historii jakich wiele.

Quentin mówi, że czyni z przemocy rozrywkę, robi sobie z przemocy bekę i nie sądzi, że świat jest od jego filmów gorszy. Wierzę, że robi sobie bekę i bardzo lubię się z niej śmiać, ale poglądów, że sztuka nie ma wpływu na ludzkość nie podzielam…

Jak najbardziej, to w jakiej kulturze (tym bardziej jeśli jest to kultura masowa) się wychowamy ma wpływ na nas, na naszą wyobraźnię, na system wartości. Nie tylko to – oczywiście, ale żeby muzyka, czy film były dziełami nie odgrywającymi roli w wychowywaniu pokoleń, obojętnymi? Przepraszam, ale jest to dla mnie stwierdzenie śmieszne, a nawet głupio naiwne. Owszem, jednostka może mieć to w dupie, ale ogół, lub tym bardziej inna jednostka już nie…

Wierzę Ci, że np. gdy rymujesz o narkotykach nie masz na celu ich propagowania, opowiadasz po prostu o swoim życiu ćpunie, ale nie bądź w tym chociaż naiwny sądząc, że nie rozbudzisz przypadkiem czyichś pragnień, nie pociągniesz kogoś na dno. Jednego nigdzie, drugiego w górę, trzeciego na dno, ale sztuka żyje w ludziach!

Otwórz oczy. Słowa mają siłę, obraz ma siłę – wymagam takiej uczciwości i to jedno mnie w rozmowach z Tarantino rozczarowało, bredzenie, że walenie na ekranie czyjąś głową o ścianę przez fajnego, zabawnego bohatera wzbudza jedynie przelotny śmiech na jedzącej popcorn sali kinowej, nie będąc przy tym puzzlem mającym wpływ na postrzeganie świata przez odbiorców. Na estetykę, na oswajanie się ze złem.

Sam przemoc poznałem gdzieś indziej, ale dialogi Quentina tylko mnie nakręcają, tu przemoc staje się sztuką! Nie uciekajmy od odpowiedzialności za naszą twórczość, czymkolwiek by była!

Polecam tą książkę fanom sztuki, nie tylko fanatykom kina. Możesz wyciągnąć z niej coś dla siebie – jak ja, dowiedzieć się dużo o procesie twórczym i inspiracjach, bowiem światowej sławy reżyser jest bardzo wylewny. Nie zamykajmy się w szufladkach, tylko doceniajmy to, co dobre, co prawdziwe!

ŁG

PS: Moja kolekcja filmów, w których maczał palce Tarantino (wielu, wielu brakuje, ale nadrobię), przedzielona w szafie metalowym kastetem od filmów chrześcijańskich, a zwiniętym szalikiem White Legion od innych DVD. Fajnie, nie? Też tak uważam…