LIST CZYTELNIKA: Relacja między Mistrzem, a uczniami.
Siemasz. Po przeczytaniu ostatniego tekstu „Patrzeć na ręce. Patrzeć na serce”, przyszła mi dosyć podobna refleksja, którą chciałbym się podzielić. Inspiracją Twojego tekstu była postać Iwana Groźnego, moje przemyślenia zaś, pojawiły się po przeczytaniu „I boję się snów” Wandy Półtawskiej oraz obejrzeniu „Tylko nie mów nikomu”, a także, niestety (wolałbym chyba jej nie mieć) ogólnej wiedzy, jaką posiadam w temacie otaczającego mnie społeczeństwa. Pierwsze co, to odechciało mi się modlić. Zaczął ogarniać mnie raczej pusty śmiech i brak sensowności modlitwy, szczególnie gdy spojrzałem na różaniec. Codzienna rutyna modlitwy choćby jedną dziesiątką stała się dla mnie śmieszna. Po prostu. Nagle wypłukałem się z tej chęci i gorliwości. Zacząłem zadawać Bogu pytania, czy jest, widzi i nie grzmi… zastanawiałem się, jak wyglądało oblicze Chrystusa, gdy zobaczyła Go św. Faustyna. Chciałbym jej spytać, jak On na to patrzy, jak odczuwa (nie ma to jak człowiek chcący wejść w buty Boga… eh, no ale taki już jestem). Jednak w sercu nie miałem czegoś takiego, aby od wiary odejść, choć na pewno zobojętniałem…
Nauka Chrystusa jest PRAWDĄ – i ja to wiem i wyrył mi On to w sercu i choć się wali i pali, choć widzę nędzę tego świata to nie mogę zaprzeczyć Jego nauce. Na kursie przedmałżeńskim kobieta prowadząca warsztat użyła sformułowania: „gdyby ludzie przestrzegali Dekalogu i Ewangelii to nie byłoby zła na świecie”. I tak, podpisuję się pod tym. Myślę też, że nawet nie wiadomo jak bardzo zatwardziałe serca ateistyczne nie potrafiłyby w merytorycznej dyskusji temu zaprzeczyć. Bo jak zaprzeczyć Bogu? No tak, ja to wiem. JUŻ wiem. Wiele lat nie wiedziałem.
I dlatego próbuję zmienić myślenie i nastawienie do osób żyjących poza Kościołem, którzy odwracają się od KK, bo widzą jego zgniliznę. Wiem, że popełniają błąd, ale jeszcze do tego nie doszli, tak jak ja kiedyś. Tak jak podkreśliłeś, tylko wierni Ewangelii przetrwają w miłości, reszta Kościoła runie. Ilu będzie prawdziwie wierzących za 15, czy 20 lat? Dokąd my, jako wspólnota zajdziemy? Staniemy się mniejszością? Damy siłę do rozwoju Islamu? Czy świat ogarnie całkowita obojętność? „Mam miliard pytań” – jak śpiewa TAU w swoim utworze otwierającym „Księgę Pszczół”. I można zadawać te pytania bez końca, ale na nic ta ludzka logika i próby zrozumienia.
Co ciekawe, i to jest niesamowite Boże działanie, w momentach moich najcięższych „kościelnych rozkmin” Bóg przychodzi z odpowiedzią pod różnymi postaciami. Rozmyślam o krzywdach ofiar księży, nie mogę się z tym pogodzić i bach! Niedawne pierwsze czytanie proroka Malachiasza: „Oto nadchodzi dzień palący jak piec, a wszyscy pyszni i wszyscy wyrządzający krzywdę będą słomą(…)”. Ewangelia mówiąca o sile modlitwy i zapewnieniu Chrystusa, że Bóg nas wysłucha i nie opuści (Łk 18,1-8). I kartka z kalendarza: „Nie bój się, tylko walcz!” (Mk 5, 36). No i na dokładkę wpis na „DL”.
W styczniu tego roku podobna sytuacja, w głowie mętlik, stos pytań i w sobotę przychodzi ksiądz po kolędzie, siada i bez jakiegokolwiek pytania zaczyna jechać po kolei wyjaśnianie wszystkich moich wątpliwości… siedziałem i próbowałem zachować neutralną mimikę twarzy.
I to nie jest tak, że teraz wracam, zasiadam grzecznie do różańca i jest ok. Mam zadrę w sercu, boli mnie wiele działań, czy Kościoła czy ludzi, świerzbi mnie but (Ty określiłeś to jako „wjazd z bramą”, ja bym chętnie dał zakosztować mojej podeszwy). Ale jest już ten fundament – Jezus Chrystus, który próbuje mnie znów nastawić na odpowiednie tory.
Przechodząc do Iwana i psycholi. Obozowy klimat w mojej głowie siedzi od sierpnia, gdy odwiedziłem Auschwitz-Birkenau. Generalnie wycieczka obowiązkowa, każda szkoła średnia powinna mieć nakaz wyjazdu szkolnego do tego miejsca. Na temat Niemców nie chcę się nawet wypowiadać, co mi przychodzi do głowy. Zakupiłem dziennik wspomnień Półtawskiej i załamywałem się czytając każdą kolejną kartkę. Jest rok 1945, kilkunastu Nazistów zostaje ukaranych, iluś tam popełnia samobójstwo, część wyjeżdża do Argentyny. A reszta?! Stają się grzecznymi obywatelami i nie pamiętają co robili? Społeczeństwo zapomina kogo i jaką ideologię wspierało?
Ta sama sytuacja po roku 1989 w Polsce. Zmieniamy nazwę Milicję na Policja i jest ok.? Sądy są czyste i niezawisłe? Ludzie nie wyparowują, tak jak nie wyparowali zabójcy ks. Popiełuszki, czy Suchowolca. Można wymieniać i wymieniać. Nie chodzi mi wszakże o to, abym uzyskał odpowiedzi na te pytania, bo dobrze je znam, ale próbuje wniknąć w sumienia. Jak ogromne rozjebanie psychiczne jest w takich ludziach. Ale Bóg ma taką moc, że oni mogą jeszcze się nawrócić…
W czerwcu odwiedzałem Fatimę, zapoznałem się z orędziem Matki Bożej przekazywanej dzieciom i dopiero teraz w pełni zrozumiałem dlaczego prosi o wynagrodzenie krzywd jakie Ona i Jej serce doznaje. I dlaczego za każdym razem prosi o modlitwę za kapłanów. Często myślimy o nas samych, a zapominamy jak cierpią Chrystus wraz z Jego Matką.
Sytuacja przytoczona przez ciebie z cieciem parkingowym pokazuje też, moim zdaniem, jak my, jako ludzie (bez fundamentu i wartości), potrafimy chybotać się, niczym chorągiewka na wietrze. Dać stanowisko (najlepiej mądrze nazwane), nieco władzy, poprzeć jakąś ideologią i konflikt murowany, czy to wewnętrzny, czy zewnętrzny. Będziemy szczekać na siebie, w imię czego?
Nie zachowujmy bierności. „Jedyny ratunek to iść za Chrystusem” – choć to cholernie ciężkie, chyba nie na darmo gra w moich myślach…
Pozdrawiam, Szymon J