3.12.19 Spotkałem takiego bezdomnego…

Szary dzień, zimny grudniowy wieczór. Jak codziennie idę do pracy w moich ciężkich rejonach. Ciepła kurtka, czapka, cholera, mogłem wziąć rękawiczki. Standardowo podszedłem do bezdomnego, który tuż „pod moją robotą”, gdzie przychodzi masa dzieciaków, siedział na murku i pił tanie wino. Pierwsze poruszenie w moim wnętrzu to agresja, której po chwili się wstydzę. Biorę głęboki wdech.

– Mogę pana prosić, by nie spożywał pan tu alkoholu? Tu zaraz przyjdzie masa dzieciaków…

Tuż obok drzwi wejściowych siedział z tanim winem, a obok niego stały, ułożone w rządku, puste butelki. Pod nogami tona śmieci, nie uśmiecha mi się tego po nich wiecznie sprzątać, ale ganiać ich z agresją też nie chcę… Już nie chcę, bo różnie bywało i zawsze sumienie mi to paskudnie wyrzucało.

– Ja kocham dzieci, kocham wszystkich ludzi. Ptaki kocham, zwierzęta wszystkie – jakby mnie nie słyszał i zaczął swoją własną opowieść o życiu – Nawet w wojsku nie byłem, bo jestem pacyfistą. Znam się na budowlance (wymienił firmy, w których pracował – faktycznie istnieją), znam cztery języki, ale to nieważne.

– No to co się stało…

– Ryszard – wyciąga rękę – możemy po imieniu?

– Łukasz. No to co się stało Ryszard?

– Pamiętaj Łukasz, jeśli masz kobietę, zawsze bądź z tą jedną kobietą! Ja na swoje – podkreślam na swoje! – życzenie wziąłem rozwód, bo miałem – macha ręką – ze dwa tysiące tych kobiet. Odszedłem od baby, zachłysnąłem się wolnością, jak widzisz. Kiedyś miałem kupę kasy… Komórki… Łukasz, ukradli mi już chyba kilkanaście telefonów, gitarę…, bo jestem artystą, gram.

Opowiadał mi, używając – mimo upojenia alkoholowego – takich słów, których nawet nie jestem Wam w stanie teraz przytoczyć. Widać, że tysiące przeczytanych książek, o których mówił to nie bujda.

– Jak ci mogę pomóc Ryszard?

– Jesteś bardzo miły Łukasz. Może jakaś praca, ja budowlankę mam w małym palcu… Byłem kierownikiem, ale wolałbym robić, bo kierownik wychodzi z roboty i ciągle musi myśleć o pracy, nawet podczas kolacji.

Tak, spotkałem takiego bezdomnego!

– Ale jesteś bezdomny, czy mieszkasz gdzieś tu?

– Bezdomny, bezdomny.

Tylko to tanie wino…

Nawet jeśli znajdziesz dobrego człowieka, ale będzie on trwał w mocnym nałogu, musisz zacząć nie od szukania pracy, a od odwyku, bo on tą pracę prędzej, czy później przez alkohol porzuci, lub zostanie z niej wyrzucony i tylko stracisz zaufanie kogoś kto mu tą pracę dał… Nie mówiąc o tym, że sam się zniechęcisz – już przerabiałem podobne przypadki.

Rozmawiajmy z bezdomnymi, bez agresji, zauważmy w nich Chrystusa. Czasem jest to zaskakujące przeżycie…, zazwyczaj nie, ale dajcie szansę i zadajcie kilka pytań otwartych. Ja na Ryszarda będę polował pod robotą i próbował ogarnąć mu odwyk.

WPW!

ŁG