6.12.19 Do czytelników „Drogi Legionisty”. Jaki jest człowiek?
Trzymać się w ryzach – oto najbezpieczniejsza opcja dla człowieka, tym bardziej dla takiego „z ulicy”, co to w różne rejony się zapuszczał… Niektórzy odczytają to jako: trzymać ludzkość w ryzach (brak wolności itd.), ale kto miałby to robić i jak skoro jest taki sam jak my? Dlatego kwestia Kościoła to kwestia bardzo delikatna, a my jako kojarzeni z nurtem tradycyjnym musimy to pojąć przede wszystkim. Na polu społecznym zawsze będą występować nadużycia, ale w tej kwestii prywatnej, w sprawie mojej duszy to już ja decyduję i o tych właśnie ryzach dziś mówię. Chcesz się ogarnąć z piciem, chcesz się ogarnąć z trenowaniem – ustalasz sobie plan, którego musisz się trzymać. A nie, przepraszam, Ty też go ustalasz – owszem, ale w porozumieniu z – np. w kwestii treningu – trenerem. Nie mów, że ryzy są dla słabych, a Ty jesteś samowystarczalny, bo z pewnością istnieje coś, na czym się wyłożysz.
Ryzy to porządek. Jeśli mam czysto w kuchni, w lodówce są kupione produkty i ogarnięte naczynia – przygotuję sobie zdrowy posiłek. Jeśli moja kuchnia to śmietnik, gary brudne, a w lodówce nic nie ma, dzwonię po fast fooda. Higiena tyczy odżywiania, trenowania (gotowy grafik, miejsce, ubranie itd.), dotyczy także duszy. Jak masz napisane, że w czwartek robisz na sali siłę ciosu, ale zamiast tego pójdziesz w tango, które przeciągnie Cię do poniedziałku – no to z planu lipa. Jeśli w niedzielę masz iść do kościoła, a wybierzesz seriale, możesz się śmiać, ale po jednej i drugiej odpuszczonej niedzieli konstrukcja się sypie, a Ty przesiąkasz ideologią, podprogowo, której hołdują twórcy tego, czym się napełniasz. Tak to działa, Twoja wrażliwość się zmienia. Najgorsze, że większość to bagatelizuje i nie dopuszcza do siebie. Jesteśmy jak gąbka, a więc musimy poruszać się świadomie. Nie martw się jeśli żyłeś tragicznie – daje Ci to przynajmniej szansę na wyraźniejszy kontrast (dlatego świadectwa ludzi, którzy dotknęli dna są lepiej słyszalne i rozumiane).
Nie wiem czy każdemu, ale mi jak najbardziej, nie raz posypały się wszelkie plany. Na drodze czystości z używkami poległem – palę nikotynę, bo shisha to nikotyna, poległem – wszystko w temacie. Mechanizm mojego wyparcia możecie zaobserwować na przykładzie świeżego tekstu w „DL”25 – „tak, tak, to nie szkodzi, nie ma nikotyny”… nawet dobrze tego nie sprawdziłem, to było przed chwilą! Pragnienie jakiegoś dymka wygrało i ciągle, nawet teraz w tej chwili to lubię. Tak łatwo się oszukujemy, że z tygodnia na tydzień mogę obalić Wam tezy siebie samego! Nie raz poległem z planem treningowym. Miałem dwa turnieje pod rząd. W jednym walczyłem, drugi – tydzień później, odpuściłem i z nerwów podarłem kalendarz z planem sportowym. Poległem, zniechęciłem się, może to tylko ładniejsza nazwa dla… stchórzyłem! Tej uczciwości uczy mnie spowiedź, szczery rachunek sumienia. Wiara też mi się wymykała i to po tych wszystkich spowiedziach generalnych, wizytach w zakonach, po tym wszystkim, co Wam opowiadałem. ALE – i to jest ważne – nie powinniśmy załamywać się po niepowodzeniach, bo i tak podjęliśmy ambitną Drogę i zysków jest więcej niż strat. Dlaczego mam katować się odpuszczeniem jednego turnieju skoro w to miejsce setki razy wygrałem ze strachem i lenistwem podczas innych wydarzeń? Pokora… po prostu potrzeba nam pokory. Nie każdy będzie herosem z UFC, ale spokojnie – mamy inne talenty.
O mnie się nie martwcie, ja wiem, że hasła, które dumnie głosimy (sport – wiara – sXe) nie raz wystawią nas na próbę i nie raz tą próbę przegramy. Kontrola swojego życia w kwestii nałogów, ba, w kwestii grzechów to bitwa skazana na upadki i wcale nie musicie mówić pod nosem, gdy nas czytacie – „już widzę jak on taki święty”. Pomogę Ci – masz rację, ale różnimy się być może tym, że to jest Droga, kodeks, do którego prędzej, czy później wracam, uważam za słuszny i się w nim naprawiam. „Wygrywaj bez pychy, przegrywaj bez urazy” mówił… Bruce Lee i chociaż ciężko o ten brak pychy, a tym bardziej urazy, tak trzeba do walki ze słabościami podchodzić. Wolę to niż się zupełnie poddać, czasem chciałbym, ale chyba nie umiem. Katolicyzm jest zbyt piękny, by był nieprawdziwy, a przynajmniej zbyt piękny, bym od niego odszedł. Treningi to samo, nie jest tak samo jak kiedyś, ale coś we mnie pozostało i to coś odkopuję każdego tygodnia, nawet jeśli konkretnym planem poważnie zachwiało.
Bo plan to de facto poleganie na SOBIE, a my nie jesteśmy herosami, żyjemy w czasach nadmiaru informacji i wrażeń, nie jak wojownicy ze Średniowiecza, którzy bardzo mało wiedzieli i opierali się często na prostej linii wychowania (innej drogi po prostu nie znali. Czy mieli lepiej? Niekoniecznie, bo kto miał ich wyprowadzać z błędów, które narobili?).
Potrzeba nam pokory. Zauważcie, że z „Drogi Legionisty” dawno temu, ale po nawracaniu się, zaczęły znikać zbyt wyniosłe hasła o czystości, nieskazitelności, nadczłowieku, elicie społeczeństwa… Przerobiłem na sobie – po prostu – i dziś chcę Wam te refleksje na Drodze przekazać. Jestem białym Polakiem i jestem z tego dumny. Szczycę się przynależnością do cywilizacji opartej na chrześcijaństwie. Uważam sport za piękną sprawę dla siebie i dla młodzieży. Ale – drodzy czytelnicy – żadne nadczłowieczeństwo! Jeśli coś jest „na zawsze” to z pewnością nie jest to nieskazitelność. „Na zawsze” może być tylko Droga, na którą wrócimy po wpadnięciu w kolejny przydrożny rów…, ale na leżeniu w tym rowie nie raz byś mógł mnie zastać. I co ja mam Ci powiedzieć? Jak żyć? Będę to robił bardzo ostrożnie… Wyżej wymieniłem dlaczego.
Jesteśmy generalnie bardzo podobni. Dlatego nie pomyśl nigdy, że tu jakiś nadczłowiek pisze, bo niejeden się na mnie zawiódł, a najbardziej ja sam… Pokory, bracia i siostry, a może nie będzie z nami tak źle… „Grower pisał tak, a teraz inaczej” – racja, sam nie wiem w jakiej sytuacji samego siebie jeszcze zastanę, pamiętaj o tym.
Pamiętaj też o tym, jeśli teraz machasz ręką i mówisz do mnie „cienias” – sprawdź siebie samego na przykład za dekadę… Serio, poruszamy tu zbyt poważne kwestie, by nie upaść choćby na chwilę.
Szczerze – z fartem!
ŁG