8.12.19 Śląsk Wrocław 0-3 Legia Warszawa (Ekstraklasa).

18 kolejka Ekstraklasy, nasza Legia podejmuje lidera tabeli na jego stadionie. „Wszyscy do Wrocławia” – tak brzmiały niektóre transy mobilizujące kibiców na wyjazd do Śląska. Rzadko kiedy w naszych szeregach jest aż taka mobilizacja, lecz tym razem okazja była szczególna. Zadanie nam postawione to pobicie rekordu liczby osób w klatce na wrocławskim stadionie, który dotychczas należał do ekipy z Chorzowa. W legijnych szeregach, grupach, fan clubach, a także zgodach zapisy trwały na pełnych obrotach do tego stopnia, że co niektórzy czekający na ostatnią chwilę musieli oglądać mecz w telewizji. Mieli czego żałować!

Na mecz udajemy się różnym środkiem transportu, zważywszy na liczbę, dwa pociągi specjalne nie starczyły dla wszystkich. Reszta udaje się transportem kołowym, autobusy, busy i masa fur, co daje łączną liczbę 3421 fanatyków w tym 100 Zagłębia i 5 dyszek Radomiaka.

Po przyjeździe na parking, wejście na stadion mimo dużej liczby odbywa się bardzo sprawnie, bez niepotrzebnych dokładnych macanek na bramkach.

Po wejściu na sektor od razu można było poczuć tą moc i to co nas będzie czekało i że będzie to coś wyjątkowo. Cały sektor nabity i ozdobiony naszymi pięknymi flagami, a na krzesełkach porozkładane kartoniki, więc można było się domyśleć jak przywitamy piłkarzy na wyjście. Ale jednym z ważniejszych elementów, towarzyszących i pomagających nam było nagłośnienie, dzięki któremu Piotrek mógł spokojnie ogarniać wszystko, udzielać wskazówek itp. oraz nakręcać do dopingu, chociaż tego dnia zbytnio nie trzeba było nikogo opierdalać, każdy praktycznie nakręcony i wiedzący po co tu przyjechał, kogo reprezentuje i co do niego należy.

Jeszcze przed meczem zaznaczamy swoją obecność i gdy z owych głośników Staruch zarzucił „Jesteśmy zawsze tam”, a tak liczna banda ryknęła, to ciarki przechodziły po ciele. Mega pierdolniecie mówiące, że tego dnia będzie Kanada, której nie było na wyjeździe dawno. Od środka rozpierała mnie duma, że jestem Legionistą, fanatykiem i że jestem częścią tego wszystkiego.

Na wyjście piłkarzy wszystkie kartony w górę, co stworzyło piękny napis „CWKS” w naszych pięknych barwach. I ruszyła maszyna legijnych gardeł z takim obłędnym dopingiem, który jeszcze bardziej nakręcał. To było „to coś”, jak narkotyk, który spowodował trans towarzyszący nam przez pełnych 90 minut.

Kolejna część naszej oprawy stworzonej przez NSów to eLka w kółeczku z rac. Bardzo fajnie prezentująca się, idealnie ułożona. Dym piro, kwintesencja ruchu ultras i szaleństwo na sektorze, bo w między czasie wychodzimy na prowadzenie, czy czegoś trzeba więcej? Jeszcze przed strzeleniem gola na 1-0 nasz golkiper broni karnego, pomyślałem, że to dobry prognostyk i też tak było…

W pierwszej połowie zaprezentowana zostaje jeszcze jedna oprawa. Sektorówka z napisem „Przerwa techniczna” ze znaną grafiką z TV. Po zwinięciu blask ogni wrocławskich oraz czarne świece dymne, które ulokowane zostają nad flagą naszego brata, śp. kibica Radomiaka. To na tyle i aż tyle atrakcji ultras tego dnia.

W drugiej połowie naszą „oprawą” był fanatyczny doping dla Legii. Cicho śpiewane nuty, a po chwili pierdolniecie powodowały, że ten wrocławski najwyższy budek sky Tower ledwo ustał. Siła i moc miała swoje epicentrum, gdy mimo grudnia bez koszulek naładowani jak źli i nakręceni jechaliśmy z mega pierdolnięciem. Powtarzam się, ale to było coś fantastycznego. Nie da się tego opisać i kto nie był – niech żałuje.

Podczas meczu oczywiście nie odbyło się bez bluzg, kogo cała Polska jebie i dostało się też gdańskiej Lechii. Z naszej perspektywy doping miejscowych w ogóle nie słyszalny. Sektor ich nabity również, a oprawa, na którą składały się race, machajki i fajerwerki, spowodowała przerwę w meczu na 12 minut. Coś więcej o Śląsku? Ano to, że pod względem ultras są daleko za nami, w dopingu także.

Mecz kończy się wynikiem 3-0 dla naszej Legii, więc tu też WKS zaliczył plecy. Po meczu piłkarze podchodzą i dziękują nam, a mieli za co. Czekamy około godziny i gdy otwierają się bramy udajemy się do swoich środków transportu. Jedni już wracają z choinką na święta, bo koło stadionu akurat można było się „zaopatrzyć” w żywe drzewko, he, he.

Dzięki wszystkim co byli, za stworzenie wspaniałej atmosfery. Dzięki Nieznanym Sprawcą za oprawy, dzięki zgodom, które były obecne. No, a szczególne pozdro ode mnie dla Squadronu, Wy już wiecie za co. Z fartem!

Abdul