22.12.19 Nie zagłuszaj.

Gonią nas niezałatwione sprawy aż chodnik drży – śpiewa Tworzywo (Fisz). Wigilia nie dla wszystkich jest dniem wymarzonego relaksu. Niektórych nachodzą wtedy, jakby niechciane, tłumione głęboko refleksje natury egzystencjalnej, których woleliby nie mieć, ale „z przymusu” (no bo wypada…) siedzą z rodziną i – no niestety…, myśli przychodzą, kwestia Boga pojawia się, choćby gdzieś w tle, w przerwie szalonego pędu. Nie poznajesz pytań jakie się w Tobie pojawiają, przy stole przez ostatni miesiąc siadałeś tylko w fast foodzie poganiając ukraińską obsługę, ale nie odważysz się zapytać, siebie, bliskich, Boga… Większość pewnie nie wie, co to jest, te refleksje, jest przerażona dwoma dniami nicnierobienia, wydostającymi się na powierzchnię uczuciami i kombinuje jak tu się wyrwać z tej niezręcznej sytuacji. Melanż w pasterkę, otwarte puby… Niektórych zaś refleksje nie nachodzą wcale, nawet przy wigilijnym stole – nażrą się, a potem napiją wódki, wywracając się na choinkę i bełkocząc w kierunku telewizora: dawaj, kurwa, Kevin! Słowa takie jak Boże Narodzenie, Pan Jezus, czy Zwiastowanie Jego Matce powodują niezręczną ciszę, mobilizują najweselszego w towarzystwie do szybkiej i zwinnej zmiany tematu na taki, który wpasuje się w klimat zachodnich „dni świątecznych” – obiektywny, bezrefleksyjny jeśli chodzi np. o tajemnicę stworzenia i tym podobne, uważane coraz częściej za niewiele znaczące zabobony.

Przynajmniej w głównych mediach komercyjnych, bo nie sądzę, by wierzący Polacy dali się już pokonać. Nie daliśmy się, media katolickie również funkcjonują, a kościoły nie są całkiem puste, często są wręcz pełne. Wprawdzie istnieje alternatywa dla pasterki – wspierający LGBT+ w każdym swoim serialu Netflix i inne – ale ludzie w świątyniach są. Trzeźwi i modlący się. Nadal przeciwni temu, co być może bezrefleksyjnie oglądasz z łapą (w stylu Ala Bundiego) w gaciach. Nawet w empiku słyszałem kolędy o Jezusie, takie kolędy grane są również w różnych miastach w komunikacji miejskiej. Nie mówiłbym nawet o iskrach, jeśli dobrze się przyjrzeć to w Polsce cały czas płonie prawdziwy ogień wiary, mimo tłumu „wierzących ateistów” gotowych pobić się o miejsce parkingowe pod hipermarketem. W aktualnym wydaniu „Frondy Lux” znany na całym świecie francuski pisarz Michel Houellebecq nazywa nasz kraj „jedynym normalnym”. Zastanawialiście się czemu tak wielu krytyków liberalnego światopoglądu ciągle mówi o nas w podobny sposób?

A jak jest z refleksjami w świąteczne dni? Ktoś sobie mógł na przykład dwadzieścia lat temu wkręcić, że trzeba być skurwysynem i to chrześcijaństwo jest zbyt cukierkowe. A nie trzeba nim być… i po dwudziestu latach, gdy tak obserwuje szczęśliwych ludzi – rodziny przy stole, przeszedłby chętnie na „skurwysyńską emeryturę”. To taki zalążek myśli, ale w trakcie kolacji przychodzi sms, który zmienia ją szybko na „nie…, to jakieś bzdury, to nierealne, nie dla mnie”, dorsz, wódka, powrót do interesów jeszcze przed pasterką, bo rynek nie toleruje próżni… Rynek, albo ogólnie Twoja kariera – nie może czekać… „Taki jest świat”. Jeśli odetniesz kilka gałęzi, świat wokół się zmieni. Tylko ile procent bierze taką (fakt, długotrwałą) zmianę pod uwagę? Jaką zmianę? Prawdziwe nawracanie się.

Możesz też nie być skurwysynem wcale, ale po prostu nie widzisz sensu w czymś więcej niż w dobrym bigosie i barszczu. Coś tam dymi pod kopułą, jakieś pytania, ale przeglądasz w pamięci wizerunki Twoich świętych, przepraszam, Twoich znajomych i nie znajdujesz tam człowieka sukcesu, czyli zarobionego i towarzyskiego, który równocześnie „traciłby czas” choćby na regularne wizyty w kościele, „a przecież żeby być ok. w tym chrześcijaństwie to trzeba regularnie chodzić, nie”? No tak…, więc refleksje lepiej zakopać, zapić, zmiękczyć, mimo że czujesz sympatię do tego świętego spokoju. Ja natomiast bez problemu znajduję takie osoby – i zarobione, i towarzyskie, i prawdziwie wierzące, i nawet z jajami…

Nie dajmy się temu, co się powszechnie dzieje. Zachowajmy fundament i dopuśćmy Ducha do głosu. Nie tylko podczas świąt.

ŁG