9.01.20 „Black Mirror. Czy to już się dzieje?” (książka, F. Chiusi, 2018).
Fala fascynacji serialem „Black Mirror” (również jestem jego fanem) nie ominęła rynku książek. Na półkach znajdziemy dwie nowe książki związane z dziełem Charliego Brookera. Recenzowałem Wam praktycznie odcinek po odcinku, dlatego dzisiaj chciałbym wyjść od nieco innej strony. Sfiksowanie się na jednej, w tym przypadku wyłącznie pesymistycznej wizji przyszłości może spowodować, że przegniemy pałę w mesjanizmie. Przy moim regularnym spotykaniu się z dziećmi i młodzieżą dochodzę do wniosku, że widzenie wszystkiego w czarnym lustrze może prowadzić do ośmieszenia cennych ostrzeżeń, co zauważa także twórca serialu, który generalnie przedstawia się jako… fan technologii. Technologie nas uzależniają, korporacje i służby nas śledzą w różnym celu – owszem, ale czasu nie cofniemy i powinniśmy skupić się na obronie siebie i świata, ale także na… niedaniu się zwariować. Przecież nawet Netflix, do którego obecnie należy „Black Mirror” zastosował zabieg z umieszczeniem samego siebie w jednym z epizodów! Zapraszam na recenzję i garść refleksji.
Fabio Chiusi pyta (na 304 stronach, ładnie wydanych – z serialową okładką), czy wizje z serialu już się ziściły, przywołując konkretne odcinki oraz przykłady z rzeczywistości.
Jako pierwsze pod lupę idą portale randkowe i dobieranie w pary przez sztuczną inteligencję, która nie bierze jednak pod uwagę powiedzenia wyjętego z realnego życia, że to… przeciwieństwa się przyciągają, czego najlepszym przykładem jest małżeństwo piszącego tą recenzję. Moja żona uważa całą „Drogę Legionisty” za mój specyficzny świat, którego nawet nie chce jej się śledzić, ma swoje przyziemne sprawy. Matematyczne obliczenia pomijają tak wiele cech, przyczyn itd., że aż… wierzę w Boga, którego brak próbuje mi się wytłumaczyć statystyką, obliczeniami, tak zwaną logiką. Pewnie już zauważyliście, że jako pismak raczej nie przywołuję „logiki”, którą często biorę (w życiu codziennym) w cudzysłów, jestem humanistą i widzę po swojemu. Piszę o tym dlatego, że po swojemu widzi także… miłość. Nie ma na nią wzoru.
Potem nieśmiertelność, marzenie już nie tylko wierzących w Życie Wieczne, ale także naukowców i przede wszystkim… wystraszonych (rozumiem, sam boję się śmierci, nie jestem na takim etapie duchowym, by się nie bać), starzejących się bogaczy. Chiusi podaje przykład człowieka, który nazywa siebie chrześcijaninem i równocześnie pracuje nad tym, by samemu zapewnić ludzkości wygranie pojedynku ze śmiercią. To z głowy potrafi zrobić protestantyzm, oderwanie się od nauki Kościoła.
I wreszcie – podleganie ocenie. Zmora dzisiejszych nastolatków. Gwiazdki, recenzje, zależność od lajków. Jeśli nie istniejesz na facebooku – nie istniejesz, dlatego też lata temu postanowiłem jako „Droga Legionisty” spróbować nie istnieć, za co zbieram do dzisiaj dzięgi w postaci małej ilości odsłon. Nie piszę zbyt dobrze? Zgoda, ale promując się tam miałbym większą szansę zaistnieć na skalę masową. Jest jeden problem – nie chce mi się przepychać łokciami, tym bardziej wywoływać sztucznych afer, czekam aż ktoś inny mnie poleci, zamieści reklamę. Może to bez sensu, ale nie chciałbym widzieć „DL” jako kolejnego profilu na fejsie, poddanego cenzurze i wyświetlanego przez rzeszę troli w ich królestwie. Jestem jednym z nielicznych, o ile nie ostatnim takim blogiem, odczuwam to – nie ma co ukrywać.
Kolejnym zagadnieniem jest pamięć absolutna. Urządzenie, które nie pozwoliłoby zginąć w nadmiarze informacji, których nasz mózg nie jest w stanie przyswoić. Naukowcy pracują nad tym, by jak najszybciej odnaleźć informację w czasie ich nadmiaru. Problem polega na tym, że czasem lepiej nie wracać, puścić coś w niepamięć… Ja np. wielokrotnie mówię widząc wyczyny dzieciaków: jak dobrze, że za czasów moich nastoletnich szaleństw nie było YouTube, Facebooka i całego tego odznaczania na zdjęciach!
„Marketing to kreowanie zbędnych potrzeb”, a więc przechodzimy do „Oszustwa”, do którego świat reklamy i nie tylko przyzwyczaił nas perfekcyjnie. Dzieciaki nawet swój wygląd „naprawiają” w photoshopie, uczą się sztuki oszustwa, kreowania się od dziecka. Przede wszystkim jednak oszukiwać i manipulować mogą już nie tylko duże media, ale praktycznie każdy amator bez problemu wywoła chaos „fake newsem”. Postęp techniczny to coraz większe możliwości spreparowania fałszywej informacji.
Chiusi dłużej przygląda się także zastępowaniu prawdziwej ludzkiej istoty jej awatarem. Za awatarem chowamy się w sieci, życie awatara jest dla nas szczęśliwsze niż prawda o nas samych, prawda o człowieku. Naiwnym byłoby sądzić, że reklama i polityka nie będzie chciała faktu ucieczki do wirtualnej rzeczywistości wykorzystać. Niebezpieczeństwo polega na zastąpieniu prawdy iluzją. Tu jednak autor książki podaje dziwny przykład nacjonalistów, że ich postulaty są słyszane m.in. dzięki pewnej grze słów i wymyślaniu zagrożeń. Serio to współgra z tym tematem? No właśnie, „Czy to już naprawdę się dzieje?” jest pozbawiona odniesień do Boga, którego najwidoczniej Fabio Chiusi uznaje za przeżytek. I tu się myli.
VII rozdział, „Bez obaw”, również nawiązuje negatywnie do demonów tego strasznego nacjonalizmu, dla mnie to kretynizm, że tak opacznie rozumie się tą ideę, a może tylko niektóre narody – jak nasz – znają pozytywny nacjonalizm? Dlaczego nie dostrzega się zagrożenia w straszeniu „przesądami” i legalizowaniem kolejnych form zboczenia seksualnego oraz uczenia tego małych dzieci? To chyba stały problem zachodniej literatury opartej na mainstreamie. Generalnie rozdział jest o kontroli na przykładzie kuszących rodziców oraz małżonków aplikacji do śledzenia.
Mus logowania się na fejsie, godziny przesiadywania w pozycji zgarbionej i wpatrywania się w smartfona to już chyba klasyk wśród ostrzeżeń, a więc nie będę się tu rozpisywał. Wyloguj się częściej niż dotychczas – proste. Chiusi pyta jednak za twórcami serialu, czy nadejdą takie czasy, w których nie będziemy mogli się wylogować, bo technologia tak przejdzie przez wszystko, że stanie się – hm – naturalną częścią funkcjonowania każdego człowieka?
Ostatnie rozdziały to co nieco o Charlim Brookerze oraz o ostatnim sezonie „Czarnego lustra” (5), ale również z refleksjami dotyczącymi świata.
Każda próba ulepszania świata niesie za sobą groźbę skutków ubocznych. Na tym skupia się książka, zadając niewygodne pytania twórcom kolejnych utopijnych wizji. O tym też mówi „Black Mirror”, najważniejszy serial XXI wieku. Polecam się zapoznać, ale jak zasugerowałem we wstępie – mimo wszystko nie wpadać w panikę i nie zamykać się w jaskini…
ŁG