10.01.20 Irydion – „D.O.M.” (eksperymentalny rock, Polska, 2019).
Jakoś nie trafiłem nigdzie na zapowiedź wydania nowego materiału chłopaków z Brzegu i kiedy dostałem plik mp.3 do odsłuchu pomyślałem na początku, że to pewnie „the best off…”, czy tam akustyczne wersje ich największych szlagierów – ale nie… Po dwóch latach od ukazania się świetnej „Heterofonii” Irydion wypuszcza nowy album, a wiedząc z jaką częstotliwością ukazywały się po sobie kolejne, to ten powstał w (jak na nich) zawrotnym tempie he, he… Już na poprzednich wydawnictwach panowie pokazali, że lubią łączyć różne style, ale tutaj zaserwowali słuchaczom niezły mix. „D.O.M.” wymyka się schematom, najbliżej mu chyba do eksperymentalnego rocka, ale są tu utwory oparte tylko na muzyce klasycznej z jedynie basem lub/i perkusją w tle („Oddajcie czerń!”, „Chłopcy z lasu”, „966”), industrialu, a nawet flamenco!
Dużo tu gitary akustycznej i klawiszy, do tego naprawdę niezłe wokalizy i chórki. Są też oczywiście kawałki rockowe, ale nie jest to jakieś ciężkie granie, jest dość lekko i melodyjnie. Muzycznie najbardziej wyróżniają się utwory skomponowane do wierszy Władysława Broniewskiego i Marii Konopnickiej. „Bagnet na broń!” za sprawą użycia tradycyjnych hiszpańskich dźwięków, natomiast „Rota” to chyba największe zaskoczenie na płycie – industrialny rock z przesterowanymi gitarami, co dało bardzo ciekawy efekt, niemniej jednak dla niektórych to może być już za wiele.
Oglądałem live z występu Irydiona na tegorocznym MN i coś mnie podkusiło by spojrzeć na komentarze. Momentalnie przypomniałem sobie dlaczego nie mam konta na żadnym portalu społecznościowym – indolencja umysłowa i klapki na oczach niektórych nazywających się patriotami załamują. Dla nich już sam występ rockowego zespołu to była niemalże profanacja, oni widzieliby na scenie orkiestrę OSP grającą „O mój rozmarynie”. No, ale tego typu indywidua raczej po twórczość Irydiona nie sięgną, i dobrze – nie dla psa kiełbasa.
Ten album to w głównej mierze dzieło KKK, który jest odpowiedzialny za muzykę i teksty. Autorskie liryki tego pana bez wahania nazywam poezją, idealnie pasującą do wykreowanych dźwięków. Jest tu sporo mroku („Siódma pieczęć”, „Oddajcie czerń”), ale gdzieniegdzie przebija się światło („Do H.”). Jest też dużo odniesień do wiary katolickiej, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę pełną nazwę płyty (o czym dowiedziałem się dopiero po zakupie krążka) – „Deo Optimo Maximo” – Bogu Najlepszemu, Największemu. Taki napis umieszczano m.in. na kościołach chrześcijańskich, aczkolwiek pamiętać należy, że wywodzi się od frazy Iovi Optimo Maximo, która widniała na świątyni Jowisza w Rzymie.
Oprawa graficzna nie pozostaje w tyle, okładka to fragment „Stworzenia Adama” Michała Anioła, a książeczka prócz tekstów zawiera fragmenty obrazów i drzeworytów m.in. Albrechta Dürera, wybitnego niemieckiego artysty epoki renesansu. Jest też „kilka” słów od zespołu, z których wnioskować można, że ten krążek to zwieńczenie ich 20-letniej działalności. Jako bonus, do digipacka dorzucana jest wlepka.
Reasumując – „D.O.M.” to naprawdę świetny materiał, oryginalnością wykraczający daleko poza ramy „sceny”, rockowa awangarda w pełnym tego słowa znaczeniu. Sprawdzajcie, wspierajcie, warto!
Antyanarcho