11.09.19 Wadera/Słowiańskie Odrodzenie/Gammadion – „Against The Modern World” (Metal/RAC, Polska, 2019).

Ten split już po wysłuchaniu promo zapowiadał się nieźle – nowe kawałki Gammadion, po kilkuletniej przerwie powróciło Słowiańskie Odrodzenie i nieznany mi dotąd projekt Wadera. Kwestią czasu było, kiedy ten krążek trafi w moje ręce, heh. Po odsłuchaniu pierwsza myśl dotyczyła tytułu „Against The Modern World”, bo chyba lepiej wybrać nie było można dla tak niekomercyjnego, mocnego, oldschoolowego materiału. Ale, od początku. Krążek wydano standardowo w plastiku, ze wszystkimi tekstami i grafikami w czarno-białej tonacji.

(więcej…)


9.09.19 „O wszystkim i o niczym”.

Znowu wracają. Przyjemne chłodne noce i poranna mgła, które tworzą klimat do tworzenia i czytania. A jak idzie jesień, to na jej cześć refleksyjne „O wszystkim i o niczym”. Ostatnio byłem na grillu u znajomych na wsi i powiedzieli mi – kiedy znowu rozmarzyłem się o domu poza miastem – że, gdy przychodzi jesień wszyscy tu mają depresję. Ja myślę, że nie ma nic lepszego niż czytać przy kominku na prowincji, gdy za sięgającym od podłogi do sufitu oknem żółto-pomarańczowo, lub biało. Ludzie, jaka depresja, ja muszę za to płacić różnym agroturystykom! Piękno. Tymczasem siedzę sobie w tym swoim zapyziałym mieszkaniu w bloku i czytam o życiu artystów ze starych Stanów. Takim – wiecie – ich prawdziwym życiu, dragi, dupy, pedalstwo, pogarda dla służących, depresja i nie mogę uwierzyć, że te historie są prawdziwe… Grzech jest brzydki, tzn. efekt jest brzydki. Piękne są świątynie, najlepiej na odludziu, jeszcze lepiej na polskim odludziu, na tle gór, we mgle. Piękna jest naiwność katolickiej rodziny, gdzieś na uboczu metropolii, dzieci latają po podwórku, rodzice nie przeklinają, a w tym wszystkim im się nie nudzi i nie mają patologicznych obrazów przed swoimi oczami, gdy kładą się spać. Tęsknię za tym, ale wiem, że to będą – o ile w ogóle nastąpią – tylko chwile refleksji, że zawsze wróci ta nuda, bo naiwności nie da się odzyskać, podobnie jak błony dziewiczej. Nuda i pokusa, z którą trzeba będzie walczyć do upadłego, burząc nastrój sielanki… A ostrzegali – ostrożnie otwieraj kolejne drzwi. Kto by jednak ich słuchał?

(więcej…)



7.09.19 Kilka warstw ucieczki…

Nawet w „Piłce Nożnej” znajduję tęczowe flagi i artykuł o tym jak tolerancyjna drużyna istnieje w Manchesterze. A w Warszawie jest nietolerancyjna, a nawet na kadrze wisi flaga Zagłębia Sosnowiec z jasnym przesłaniem – i chuj – i może o tym napiszecie w pozytywnym świetle? Pieprzone zboki! Choćbym był sam – nie wymięknę i Wy też nie wymięknijcie w głoszeniu prawego światopoglądu, zamiast „zrozumienia”, które kończy się tak, że nasze święte miejsca, muzyka i klimaty zmieniają się w gay-party! Mówią mi, że empik wspiera LGBT – „nie chodź”, coli się nie mogę napić, bo wspiera LGBT – „nie pij”, kurwa mać, niedługo będę musiał być pieprzonym ascetą z powodu LGBT! Ba! Te łosie z odbytami powiększajacymi się niczym kółko puszczone z dymu zaraz wmówią nam wszystkim, że sami jesteśmy lesbijkami i obywatelami Bóg wie jakiej planety Alfy Centaurii! Świat zwariował i weź się lepiej chłopie uchwyć czegoś szybko. Moja młoda ex-podopieczna „została lesbijką”, powiedziały mi inne dwunastolatki kilka tygodni temu… A kim miała zostać skoro weszła w okres dojrzewania, wszystkie panny wrzucają na fejsa focie, na których wyglądają jak seks bomby (gdzie są ojcowie?), chłopaki za nimi szaleją, a ta gruba, brzydka i głupia, a na trendy blogach tnący się z nudów emo-dewiant mówi jej, że „ma wybór”…? Może na paradzie smutności znajdzie chwilę uwagi i miłość (bo oczywiście nie wie jeszcze, że to żadna miłość)? To nie jest jedyny wzór, to nie matematyka. Wiele jest dróg do zboczenia, tak jak wiele jest dróg do Boga, ale jest kilka głównych i typowych z jednym na czele… „ucieczka”.

(więcej…)


5.09.19 „71 fragmentów” (film/dramat, Michael Haneke, 1994).

Żyjemy w świecie hipokryzji, presji, wyścigu szczurów i chamstwa, a kiedy dochodzi do tragedii wszyscy są zaskoczeni. Ktoś otworzył ogień do niewinnych ludzi po czym odebrał sobie życie – z pewnością wariat. A jakie są powody tak głębokiej depresji szarego obywatela Zachodu? Dlaczego im głębiej w dobrobyt tym więcej bezsensownych zbrodni i zboczeń? Spytam prosto… nudzi nam się? Czasem proste odpowiedzi są najbliżej prawdy. Niedobór przeraża, dobrobyt nudzi. Przy tym telewizja, a dziś oczywiście komputery i smartfony, powodują że stajemy się sobie coraz bardziej dalecy, zanikają więzi międzyludzkie, a co za tym idzie – mniejsza jest wrażliwość na prawdziwe tragedie dziejące się tuż za naszą ścianą, albo jeszcze bliżej. Ważniejsze są problemy z „telewizora” – te dalekie, jak wojny oglądane za pośrednictwem TV przez bohaterów „71 fragmentów”. Łatwiej zrobić przelew w akcji fejsbukowej niż pomóc żywej osobie poprzez obecność. Czy tego typu popkultura, co recenzowany niedawno przeze mnie film Tarantino (znany z pokazywania rzeźni) faktycznie pomaga podkręcić potencjalnego mordercę?

(więcej…)


5.09.19 „O wszystkim i o niczym”.

Odstresowanie w empiku, standard, patrzę na półkę z S.Kingiem, na cały jego dział i myślę sobie, że ten koleś miał, kurde, flow… Totalne betony przemieszane z rozrywkowymi, ale jednak dziełami („Zielona mila”). Potem standard, robota. Otwieram „firmę”, pod samym wejściem na murku siedzi brygada żuli. Wypraszam kulturalnie. Największy ledwo, ale wstaje i chwieje się przede mną, strasznie wali mu z facjaty i nie tylko, czuję bo postanowił przemówić: Mam brązowy pas w kyokushin. O kurwa, myślę sobie, przecież nawet moja półtorametrowa żona by go pchnęła to by poleciał we własne wymiociny, ale tylko się uśmiecham i ponawiam prośbę. Odchodzą. Zawsze odchodzą, ale też zawsze wracają. Tak jak ja i Wy na drogalegionisty.pl i do tej rubryki… Bo tak to jest, bracia i siostry, że są w życiu lepsze i gorsze przyzwyczajenia. Trzeba zawalczyć, by te lepsze nie były tylko odległą historią…

(więcej…)


4.09.19 Poszukaj silnej cechy, albo pasji, której możesz się uchwycić…   

Niedawno rozważałem na drogalegionisty.pl kwestię predyspozycji człowieka do poważnych zmian. Z jednej strony dziwię się Tobie, gdy nie chcesz, a z drugiej rozumiem Twój ból i trud, bo znam go od środka, pamiętam. Czujesz się zamknięty. Też byłem. Już jako mały chłopak brałem wszystko na poważnie. Sięgam pamięcią do dziecięcych zabaw i nawet wtedy traktowałem swoje role śmiertelnie serio. Taki pozostałem, ale serio traktuję nie zabawy, a poważniejsze i prawdziwe sprawy. Jeśli na coś się ukierunkuję, potrafię o to walczyć i przełożyć nad sprawy czysto materialne, nad standardy dorosłego człowieka, przecież nawet ten zin jest tego dowodem. Nad standardy dziecka tym bardziej potrafiłem przedkładać swoje pomysły na życie. Niestety używki też wziąłem na poważnie i doprowadziłem do psychoz i tragicznych kaców, izb wytrzeźwień, ośrodków i spraw sądowych już w wieku lat kilkunastu, potem przegiąłem z samym piciem, będąc lekko po dwudziestce. Na poważnie ćpałem, paliłem i chlałem, na poważnie z tego wyszedłem. Na poważnie – to jest coś, co towarzyszy mi od kiedy pamiętam, ale też nie wszystko zasłużyło by tak to potraktować, bądź zraziło mnie do siebie po drodze, wszak lata lecą i selekcja priorytetów coraz większa.

(więcej…)


3.09.19 Zamiast nowego filmu Vegi…

Wszyscy podbijają reklamy nowego filmu Vegi, a ja proponuję, byście go zbojkotowali, mimo, że „DL” nie znaczy nic i nie ma zasięgu żadnego. Walić to. Pozostańmy sobie marginesem marginesu, który nie boi się zajrzeć głębiej, a nie tylko oceniać świat przez pryzmat satyry, w której ksiądz-aktor klepie innego aktora w tyłek. Wybory tuż, tuż, prawda? Ponoć „Boże Ciało” (premiera w październiku) ma być ambitniejszy, ale pożyjemy-zobaczymy. Tymczasem wiara to nie opakowanie, filmy i bilbordy, tylko moja i Twoja modlitwa. Biblia zapowiada, że garstka będzie otoczona syfem [1], zatem co się dziwić temu, co się dzieje. Rób swoje i nie bój się. Ja dziekuję Jezusowi Chrystusowi za to, że za mnie umarł, a dał mi tak długo wyczekiwaną podstawę spokoju, sensu, których szukałem wszędzie tylko nie w Tym, który jest tuż obok. Idealny nie jestem i pewnie nie będę, ale ile plan Boga w postaci śmierci Syna Człowieczego na krzyżu dał odpowiedzi… Nadał też kierunek, w którym mogę pójść, by odpocząć od siebie samego. Stan po spowiedzi, kolejne „nowe przymierze”, nowa nadzieja i pokój ducha, to wartości bezcenne. Skłamałbym pisząc, że zawsze to potrafię poczuć mocno i wyraźnie (co odczuwacie mocno i wyraźnie jako czytelnicy), ale na szczęście często potrafię…

(więcej…)


1.09.19 „Siódmy kontynent” (film/dramat, Michael Haneke, 1989).

Recenzja, której Ty akurat szukasz, a o której większość czytelników „DL” myśli sobie „ale na cholerę to tutaj?”. Tak, to właśnie ta! Jeśli omijasz wszystko, a czekasz na podsunięcie Ci czegoś ciężkiego i dla masy nudnego – tak, to właśnie jedna z tych recenzji. Tarantino Tarantinem, ale to ciągle TYLKO kino rozrywkowe. To najbardziej ambitne nie jest tak głośne, nie we wszystkich kręgach i nie na wszystkich słupach reklamowych. Jednym z godnych uwagi twórców prawdziwych – choć fabularnych – obrazów o dramacie ludzkości jaką jest ona sama, jest 77mio letni dziś Niemiec Michael Haneke. „Siódmy kontynent” to jego debiut nie-telewizyjny (1989), a powstał pod wpływem notatki prasowej przeczytanej przez reżysera i oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, które miały miejsce w Austrii i Australii pod koniec lat 80! Cała twórczość Haneke to suma obserwacji społeczeństwa i czytania między wierszami. To pokazanie, że w czasie postępu, w czasie pokoju wcale nie jesteśmy wolni od depresji i błędów zwiastujących nowe katastrofy, wręcz przeciwnie. Oto rodzina z klasy średniej postanawia zaplanować swoje samobójstwo. Powód? Mimo, że „posiadają wszystko” – nie mają po co żyć… Co doprowadziło ich do takiego stanu i co gorsza – decyzji? Jakie są błędy społeczeństwa, kultury, ich własne…?

(więcej…)


„DL”StreetArt. Więcej w „DL”25!

31.08.19 Odkurzyć serce („DL” papier nr 25/jesień 2019 promo).

Jak zwykle wyszedłem o 7:00 rano z psami by zacząć kolejny „Dzień świra”. Zdziwiłem się spotykając znajomego z osiedla żulka, ale tym razem również z jakimś psem. Spojrzał na mojego i mówi: – Zaraz też z takim wychodzę – wpisuje kod domofonu w nieswojej klatce – dostałem w leasing. Oni to jednak zawsze sobie ogarną jakąś mini fuchę na melanż i – tego im zazdroszczę – humor ich przy tym nie opuszcza… Jeden ma problem z uzbieraniem na piwo o 7 rano, drugi z posprzątaniem wysypiska w swojej głowie. O tej samej godzinie (obok kadr z filmu fabularnego „Biała wstążka”).

(więcej…)


30.08.19 Spadanie z mustanga… i wskakiwanie na niego z bólem.

Jest w nowym filmie Tarantino taka scena, w której postać grana przez DiCaprio – Rick, aktor przeżywający kryzys wieku średniego, opowiada ośmioletniej aktoreczce fabułę książki czytanej na planie. Jest ona o starzejącym się kowboju, który kiedyś mógł wszystko, dosiadał każdego mustanga, a teraz z niego spada, ciało go boli, a taki był kiedyś z niego „kocur”. Najlepsze lata w swojej dziedzinie ma już za sobą. Każdego to czeka, ja czasem się tak czuję trenując młodych ludzi. Mogą latać, szybko się regenerują. Kiedyś pierwszy jajcarz i szyderca, dopiero co wywaliłem dwie nastolatki z obozu letniego, bo znalazłem chłopaka pod kocem w ich pokoju. Chłopaka, którego wcześniej wywaliłem za szmaty z ich domku i zakazałem do niego wchodzić, bo szydził w twarz z trenerów, a to z tego powodu, że jego trener (byliśmy w kilka klubów) to pipka i odpowiednio go nie wychował. U mnie nie przejdzie. Jeszcze Legię w to chciał wmieszać, skubany – wyleciał za szmaty, a młode zdrajczynie, heh, za nim, w emocjach, bo trzymały jego stronę. Dopiero, gdy emocje opadną czujesz z jednej strony rację, bo nawet Sun Tzu pisał, że generał ma być surowy, z drugiej jakiś taki żal nad swoim brakiem wyrozumiałości – wszak to dzieciory, a ty zatraciłeś gdzieś ten dystans. Starzy zapieprzali autostradą po córki dwa dni przed końcem, bo kowboj spadł z mustanga?

(więcej…)


30.08.19 „Pewnego razu… w Hollywood” (film, Q. Tarantino, 2019).

Masz swoich sukinsynów? Takich, o których mówisz, obcując z nimi, „znowu to zrobił, sukinsyn!”. Podtrzymują bezsens Twojej egzystencji na tym globie. Mam to szczęście, że Legia Warszawa jest dla mnie takim inspirującym sukinsynem, czekam aż zagra tak, że serca drżą (nie tylko moje, wszystkie w Polsce mają drżeć), a chłopaki pokażą oprawę aż jakimś cieniasom połamią się z wrażenia ołówki. W każdej dziedzinie mam swoich sukinsynów. W dziedzinie filmu – prócz mistrza z Japonii (kto czytał „DL”24 ten wie) – będzie to z pewnością pan Quentin. Ej, jaki ma być gust kibola jeśli chodzi o filmy akcji jeśli nie produkcje twórcy „Pulp Fiction”…? Szczyt ironii przesyconej przemocą. „Pewnego razu… w Hollywood” (2019, 161 minut) to dziewiąty film Tarantino, który grają akurat w kinach (idź nawet dziś). Byliśmy w cztery osoby, niżej podpisany najbardziej zajarany i wkręcony. Tym razem znany i rozpalający fanatyków kina twórca umieścił akcję w roku 1969, przenosimy się do Hollywood w Los Angeles. Komediodramat Tarantino jest specyficzną satyrą klimatów tamtych czasów. Już od pierwszych minut musimy przenieść się do specyficznego świata, tempa akcji i sposobu opowiadania mistrza. Długość scen i dialogów nie przypadnie do gustu tylko tym, którzy się nimi nie potrafią rozkoszować, albo nie wyczuć, że to oddanie hołdu klasyce.

(więcej…)



Artur Boruc, a w tle Karat w koszulce z Maryją. Oprawa „Nie lękajcie się”, ale Bóg stwierdził, że lepiej dla pokoju na świecie będzie, gdy tym razem awansują Rangersi…

28.08.19 „O wszystkim i o niczym”.

Dziś poradami Sun Tzu kierują się głównie przedsiębiorcy i kapitaliści, a nie wojownicy. „Jak walczyć, by mieć zysk finansowy”, oto współczesne czytanie „Sztuki wojny” sprzed 2500 lat. Sam staram się ją czytać w parze z tekstami duchowymi i traktować jako poradnik wojny o duszę i dusze, co oczywiście nie jest łatwe. Interpretacja zależy od Twojej wyobraźni, a wyobraźnia mas ma dziś kontekst głównie materialistyczny, jakby wszystko wiedzieli o pochodzeniu świata. Walka, walka, walka. Najgorsze jest to, że po latach tej walki, zapierania się i czego tam jeszcze – cały czas „czegoś” ci brak, nie nasycisz się tą swoją walką, nawet razem z Sun Tzu, Sun Pin i wszystkimi innymi. Wygrasz, owszem, ale nie na zawsze. Pieprzone „czegoś” dopadnie cię nawet gdzieś na wymarzonej i wywalczonej farmie z żoną, krowami, kurami, dzieciakami, kominkiem i świętym spokojem (a może to właśnie on jest tu nie do zniesienia…?), jak serialową Tokio w nowym „Domie z papieru” podczas wegetacji (!) na wyspie-raju.

(więcej…)